piątek, 21 września 2012

A więc wracamy !

            Jak widzicie w tytule...postanowiłyśmy wrócić do tej historii ! :D Trzeba przyznać ,że bardzo tęskniłyśmy za tym blogiem i jego postaciami które pokochałyśmy :)
Jednak nie będziemy pisać bezpośrednio o dalszym życiu Carmen i Alice ,ponieważ robiłybyśmy to na siłę...a więc co my wymyśliłyśmy ? :D
Drugie pokolenie !
Przedstawimy wam losy dzieci Carmen i Milesa oraz Alice i Mikea :)
Mam nadzieję ,że ta historia równie mocno wam się spodoba :)
Zapraszamy na Jedna dusza w dwóch ciałach :)
O czym opowiemy wam tym razem ?
Przekonajcie się sami zaglądając na naszego bloga :*

Już niedługo pojawią się postacie i prolog :)


                                                                                                         Wasze Jemi i Akwamaryn :*

piątek, 11 maja 2012

Epilog.

                                                                 Alice…



            Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam. Około dwóch miesięcy przygotowań…w końcu nadszedł ten dzień. Wygładziłam swoją fiołkową sukienkę i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Delikatnie poprawiłam jeszcze włosy po czym podeszłam do szafy. Z ostrożnością wyjęłam z niej wieszak na którym wisiała piękna biała suknia ślubna. Następnie wyszłam z sypialni wcześniej zamykając szafę. Gdy byłam już pod drzwiami do pokoju Milesa zapukałam.
-To ja.- Powiedziałam.
-Wejdź.- Odparła cichym głosem moja przyjaciółka.
Wyglądała pięknie. Miała spięte włosy ale mimo to kilka kosmyków opadało na jej ramiona. Delikatny makijaż idealnie podkreślał jej urodę. Dziewczyna niedbale się uśmiechnęła.
-Nadszedł czas.- Powiedziałam kładąc sukienkę na łóżku obok niej.
-Boje się wiesz…-Mruknęła dotykając biały materiał.
-Spokojnie , razem z mamą ,Alison i Mike o wszystko zadbałam. Będzie idealnie.- Na mojej twarzy na moment pojawił się uśmiech gdy przypomniało mi się jak brunet przewrócił się idąc z kwiatami.
-Nie o to się boję. Ufam wam i jestem pewna ,że będzie wspaniale. Chodzi o moje życie. Wszystko dzieje się tak szybko. Nie wiem czy jestem przygotowana na przeciwności losu. Kocham Milesa i chcę powiedzieć mu „tak” ale…
-Boisz się…-Skończyłam za nią. Klęknęłam przed nią i złapałam za ręce.- To normalne. Każdy się boi przyszłości. A życie nigdy ci niczego nie ułatwiało ale myślę ,że dzięki temu czego doświadczyłaś jesteś silniejsza. Na pewno sobie z wszystkim poradzisz. A gdy będzie trudno to zawsze będziesz miała oparcie w rodzinie. Nie zapominaj o tym…nikt cię nigdy nie zostawi z problemami samej.- Na twarzy czarnulki pojawiła się nadzieja.
-Dziękuję.- Powiedziała przytulając mnie.- Dobra ubierajmy tą suknię !- Dodała zdecydowanie.
            Zaczęłam się głośno śmiać.
-Wykończysz mnie kiedyś !- Powiedziałam do uśmiechniętego Mike.- Idziemy odpocząć , bolą mnie stopy od tego ciągłego tańca.- Mruknęłam łapiąc go za rękę. Wróciliśmy do naszego stolika. Zrzuciłam wysokie szpilki z nóg i usiadłam Mikowi na nogach.
-Kocham cię ślicznotko. -Powiedział.
-A ja ciebie mój przystojniaku.- Odparłam po czym zaczęliśmy się namiętnie całować.
-Ej , ej ! To chyba wy potrzebujecie nocy poślubnej a nie my !- Usłyszałam nad sobą szczęśliwy głos Milesa. Moment później młoda para już siedziała obok nas.
-Ja nie wiem jak oni mogą nadal tańczyć.- Zaśmiała się Carmen patrząc w kierunku parkietu na którym Alison i Dereck nadal wywijali. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Jednak po chwili nastała pomiędzy nami głucha cisza. Każdy dokładnie śledził ruch tańczącej pary. Myślę ,że w tym momencie każdy z osobna wspominał obóz dzięki któremu do tego wszystkiego doszło. Każda sekunda , minuta , godzina spędzona wspólnie wiązała się z innym wydarzeniem, z innym wspomnieniem. Nagle na naszych twarzach pojawił się uśmiech gdy kolejna piosenka się skończyła a Dereck krzyknął ,że on chce jeszcze.
-I pomyśleć ,że wszystko zaczęło się od niczego…-Szepnęłam spoglądając na przyjaciół.     



Carmen...

               Czy chciałam by to wszystko tak wyszło? Tak. Czy chciałam by moje życie przybrało tak zawrotne tępo? Nie… Zapewne tak jak każda dziewczyna, przeciętna nastolatka chciałam spotkać księcia w srebrnej zbroi, jadącego ku mojej wieży na białym koniu, ale nigdy nie chciałam tak szybko wyjść za mąż, mieć dziecko. Miałam jeszcze tyle planów, tyle czasu… Bóg jednak inaczej to sobie poukładał i zrealizował swój plan tak jak chciał.
          Minął rok od mojego ślubu z Milesem. Siedzieliśmy na kocu na plaży wraz z moją siostrą, Dereckiem, Alice i Mike. Ten ostatni bawił się z moją kochaną córeczką, która niedawno skończyła pięć miesięcy. Melisa urodziła się o północy i przez wszystkich tu zgromadzonych była otoczona miłością. Nie chciałam by musiała przechodzić przez to co ja, kochałam ją nad życie tak samo jak Miles. Oparłam się o szatyna, a on objął mnie ramieniem.
-Pamiętasz ten dzień kiedy spotkaliśmy się na mostku?-spytał Miles uśmiechając się do mnie. Na wspomnienie tamtej sceny mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Jak mogłabym zapomnieć?-spytałam całując chłopaka. Alice i Alison zrobiły swoje słynne ,,Oooo…’’ i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.  Spojrzałam na przyjaciółkę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jest mi bliska. Ona nie jest moją przyjaciółką, jest moją siostrą i nie ważne co by teraz zrobiła i tak bym ją kochała całym sercem. Każdy dzień w jej towarzystwie to niezapomniana chwila. Przeniosłam wzrok na Mike który trzymał na rękach Mel. Malutka była z nim bardzo zżyta od razu się polubili. Chłopak często mówił, że też chce takiego brzdąca, ale Alice mimo jego namówieni nie zgadzała się. Wiedziałam, że w końcu ulegnie urokowi i Mike i Melisy. Dereck i Alison tworzyli wspaniałą parę. Nie mieli jeszcze wspólnych planów na przyszłość, ale na pierwszy rzut oka było widać, że są szczęśliwi. Nareszcie wszystko się układało po mojej myśli.
     Powoli wstałam by wziąć kawałek ciasta gdy Miles mnie podniósł i okręcił w koło.
-Puść mnie wariacie!-krzyknęłam nie mogąc powstrzymać uśmiechu.                            
-Meli patrz teraz co tatuś zrobi z mamusią!-powiedział ciemnooki biegnąc ze mną w stronę morza. Głośno się zaśmiałam i krzyknęłam.
-Zostaw mnie zdrajco! Jak tak możesz? Mój biały rycerz miał być idealny.-powiedziałam i nagle wylądowałam w wodzie. Całkiem zapominając o swoim lęku przylgnęłam do Milesa. Chłopak patrzył na mnie z uniesioną brwią i rozbawieniem na ustach. Uwiesiłam się na nim obejmując go w pasie nogami, a ręce zarzucając mu na szyję  i złożyłam  na jego ustach pocałunek.- Ty jesteś idealny…-wyszeptałam, a szatyn z uśmiechem na twarzy zanurzył się ze mną pod wodę. Gdy byliśmy już nie widoczni namiętnie mnie pocałował po czym wyskoczył do góry. Słychać było głośne krzyki chłopaków i śmiechy dziewczyn, a Mel raczkowała w naszym kierunku. Szybko wyszłam z wody i wzięłam małą na ręce.
-Wszystko zaczęło się od niczego…-usłyszałam za plecami słowa Milesa i poczułam jak chłopak obejmuje mnie w pasie. Tak naprawdę… Niczego nie żałuję.


_____
Od Jemi : To koniec. O kurczę tak trudno mi opuścić tego bloga :) Pokochałam już wszystkich bohaterów i całą akcje. Jak zwykle...ja i Akwamaryn dobrze się dogadywałyśmy i naprawdę świetnie mi się z nią pisało. Ta dziewczyna jest niezastąpiona. No ale wszystko co dobre w końcu się kończy...gdybyśmy chciały to dalej mogłybyśmy tutaj wspólnie pisać i przybliżać wam historię paczki przyjaciół ale uznałyśmy ,że to ten czas...czas na rozstanie z tą historią :) Cieszę się ,że miałam okazje przez tak długi czas tutaj pisać :)
Od Akwamaryn :  Kurde! I co ja mam tu napisać? Pokochałam ten blog całym sercem więc jest mi strasznie trudno się z nim rozstać. Powiem szczerze, że na tego bloga cały czas miałam pomysły... Nie opuszczały mnie one ani na chwilę. Z Jemi pisze mi się wyśmienicie i to nie tylko opowiadania, ale i prywatnie;) To niesamowite, że tak długo pisałyśmy tego bloga! Ta historia musiała się kiedyś niestety skończyć i ten czas nadszedł.  Pieprzę trzy po trzy więc nie przedłużam i nie przeciągam;) To była czysta przyjemność pisać dla was;P
Podziękowania : Jak zawsze zresztą chcemy podziękować naszym czytelnikom ! Za to ,że wytrwale zaglądali na bloga i go komentowali ! :) Jesteście naprawdę wspaniali. To dzięki wam tutaj pisałyśmy. Bez was to nie miało by sensu :) Gdy którejś z nas brakło weny wystarczyło ,że spoglądała na wasze komentarze i już wtedy wiedziała ,że to co robi nie jest bezcelowe. Składamy wam wielki hołd ! I nie zapominajcie ,że was kochamy ! :*
Informacja : Znowu to zrobiłyśmy...Nie potrafiłyśmy inaczej :D Haha :D Nie pozbędziecie się nas tak łatwo ! :P Już się domyślacie ? :D Zapraszamy na naszego nowego wspólnego bloga na którym pojawiły się już postacie :  Cień wspomnień...

niedziela, 6 maja 2012

[26] W końcu byłam pewna ,że już będzie dobrze…na zawsze…

                                             Alice…



            Spojrzałam w brązowe tęczówki chłopaka. Dzióbek butelki był skierowany dokładnie w moją stronę. Zerknęłam speszona na Mike.
-No już ! Ja nie miałem wyboru !- Powiedział totalnie zalany Miles. Carmen pociągnęła go na kanapę i podając wodę powiedziała.
-Ochłoń trochę.- Nagle zdałam sobie sprawę ,że Mike patrzy na mnie z niecierpliwością. Po chwili podeszłam do niego i razem poszliśmy do sypialni. Brunet wpuścił mnie pierwszą do pokoju poczym zamknął drzwi. Usiadłam na dużym łóżku i na niego spojrzałam. Panowała okropna cisza. Spuściłam wzrok na swoje ręce.
-Powoli wszystko się układa…nie ?- Zapytałam głupio starając się jakoś przerwać milczenie.
-U innych może i tak.- Odparł zimno chłopak.
-Znowu zaczynasz ?- Zapytałam zła.
-Bo ty mnie nigdy nie słuchasz !- Warknął. Spojrzałam na jego twarz. Był wściekły.
-A co masz mi niby do powiedzenia ?- Odparłam wstając i patrząc mu w oczy.
-A to ,że nadal cię kocham już się nie liczy ?- Mruknął nadal zły. Do moich oczu napłynęły łzy. Zacisnęłam usta starając się powstrzymać płacz. Też go nadal kochałam ale nie potrafiłam mu wybaczyć. Chciałam stamtąd uciec ale Mike złapał mnie za rękę i mocno do siebie przyciągnął. Usłyszałam jak ktoś zamyka drzwi. Wyrwałam mu się i podbiegłam żeby sprawdzić czy to nie były tylko omamy słuchowe. Uderzyłam w nie z całej siły.
-Ciągle to robisz !!!- Krzyknął.
-Niby co robię ?!- Warknęłam zła.
-Uciekasz…-Mruknął zbliżając się do mnie.- Gdy tylko coś nie idzie po twojej myśli od razu uciekasz…bo jesteś zbyt dumna aby wybaczyć.- Nasze twarze dzieliły centymetry. Dotykałam plecami ściany.
-To ty nazwałeś mnie dziwką !- Wybuchłam zła.
-Ale to ty nie zastanawiając się przez ani jedną chwilę dlaczego tak było uciekłaś ! Byłem o ciebie cholernie zazdrosny. Bo każdy mi mówił ,że Matt to podrywacz i mam na ciebie uważać…a ty nie chciałaś mnie słuchać olewając to co czuje. Czułem się jak wariat ! Ciągle bałem się ,że mnie dla niego zostawisz bo on był doskonały a ja nie jestem nikim wspaniałym ! To dlatego tak się zachowałem. Tamtego dnia myślałem ,że już cię straciłem…-Powiedział wszystko na jednym oddechu patrząc mi w oczy.- I nie ukrywam zachowałem się jak ostatni kretyn ale to nie zmienia faktu ,że nadal cię kocham a ty nie chcesz mi wybaczyć ! Już nawet nie proszę cię o to abyśmy byli razem bo dobrze wiem ,że tego nie chcesz. Proszę…wybacz mi.- Szepnął.
Czułam na sobie jego ciepły oddech. Gdy tak staliśmy przez ten moment znowu od tak długiego czasu poczułam się dobrze. Moje serce waliło jak oszalałe. Mike miał racje. Ciągle uciekałam. Może dlatego ,że bałam się ,że właśnie dojdzie do takiej sytuacji…? Przez chwile chciałam go od siebie odsunąć ale po chwili zdałam sobie sprawę ,że każdy zasługuje na drugą szansę. Jeżeli ją dałam Alison to dlaczego nie mam dać Mikowi ?
-Jesteś najwspanialszym człowiekiem jakiego znam. Wiesz ,że cię kocham jak wariatka ?- Zapytałam delikatnie się uśmiechając. Na twarzy bruneta pojawił się ogromny uśmiech.
-No w końcu…-Mruknął. Ja delikatnie stanęłam na palcach a on się pochylił. Gdy nasze usta się dotknęły poczułam przyjemne dreszcze. Nasze pocałunki robiły się coraz bardziej zachłanne. Jakbyśmy starali się nimi wypełnić pustkę która czuliśmy bez siebie. Mike złapał mnie mocno za pupę i przeniósł na łóżko.
-Nie mogę bez ciebie żyć…-Szepnął całując mnie po szyi.
-No to dobrze bo za szybko się ode mnie nie uwolnisz.- Mruknęłam wyginając się w łuk. Po chwili większość naszych ubrań już leżała na podłodze.
           

                                                                 ***


            Założyłam swoje ulubione czerwone szpilki i spojrzałam na krzywiącą się na swój widok Carmen. Dziś całą rodziną mieliśmy jechać na obiad do restauracji na który zaprosił nas Miles.
 -Ma być ta i kropka! Jest piękna.- Powiedziałam patrząc na odbicie czarnulki. Od dziesięciu minut narzekała mi ,że okropnie wygląda w nowej sukience. Dziewczyna westchnęła i spojrzała na moje buty. No przecież nie mogłam jej puścić w szpilkach ! To mogłoby zagrażać jej dziecku a ona musi na siebie uważać na każdym kroku. Przyjaźnie się do niej uśmiechnęłam.
-Chodźmy już , pewnie tylko na nas czekają.- Carmen wyglądała zniewalająco. A brzuszek który zdawał się rosnąć w oczach dodawał jej uroku. Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się na schody. Powoli po nich zeszłyśmy. Na dole czekali już chłopacy i Alison która stała w towarzystwie Derecka. Cieszyłam się ,że mieli się ku sobie. Nagle mój wzrok przyciągnął Miles który wyróżniał się spośród wszystkich. Miał ma sobie garnitur. Sama mu kazałam go włożyć. Na moich ustach pojawił się uśmiech gdy  przypomniały mi się nasze wspólne ćwiczenia do tego dnia. Nigdy nie zapomnę miny chłopaka gdy wyrecytowałam mu co ma powiedzieć i kazałam powtórzyć. W końcu postanowił zaufać swojemu instynktowi.
Z wspomnień wyrwał mnie delikatny pocałunek Mike.
-Pięknie wyglądasz.- Powiedział cicho. Po chwili pocałowałam chłopaka jeszcze raz.
            Już od jakiegoś czasu byliśmy w restauracji. Wszyscy zawzięcie o czymś dyskutowali gdy nagle Miles mruknął :
-Chciałbym coś powiedzieć…-Moje serce zaczęło bić mocniej. Zebrał się na odwagę. To była ta chwila. Widziałam ,że jest okropnie stremowany. Carmen jakby to wyczuwając złapała go za rękę.- Carmen… Wiem, że dużo przeze mnie wycierpiałaś. Wtedy w parku… Zachowałem się karygodnie i nie mogę uwierzyć, że mi wybaczyłaś. Już pierwszego dnia wiedziałem jak to się skończy. Nie mówię tu o dziecku. – Byłam coraz bardziej podekscytowana. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech gdy Miles klękał przed czarnulką. Wszystko było idealnie zaplanowane. W rękach trzymał małe pudełeczko.- Wyjdziesz za mnie? Chcę z tobą spędzić resztę życia…
Mama wybuchła płaczem…jak miałam nadzieję szczęścia a tata ją do siebie przytulał. Po jego było widać ,że był dumny z Milesa. Ja i Mike się szczerzyliśmy. Byliśmy z nimi gdy ich związek się budował , psuł i naprawiał. Czułam się trochę jak ich matka.
-Oczywiście, że tak…- Powiedziała dziewczyna rzucając się w ramiona mojego brata. Wszyscy naokoło zaczęli bić brawa.
-Jak w filmie…-Powiedziałam cicho się śmiejąc. Spojrzałam w brązowe tęczówki Mike i go pocałowałam.


                                                                       ***


            Następnego dnia czułam się niesamowicie obolała. Ale gdy tylko usłyszałam ciche :
-Cześć skarbie…- Miałam już wszystko gdzieś. Przytuliłam się do bruneta i pocałowałam go w ramię.
-Cześć…- Odparłam i spojrzałam mu w oczy. Tak bardzo cieszyłam się z Milesem ,że postanowiliśmy się wymienić naszymi współlokatorami. Pomimo tego ,że kocham Carmen jak siostrę o wiele bardziej wolę się budzić w towarzystwie Mike.
-Trzeba by było schodzić powoli na dół bo jakieś dwie minuty temu była tu Carmen i powiedziała ,że razem z Milesem mają nam coś bardzo ważnego do przekazania.
-Co oni mogą jeszcze wymyślić ?- Zapytałam sama siebie i cicho się zaśmiałam.- No to wstajemy.- Powiedziałam ostatni raz całując chłopaka w usta po czym szybko poszłam do łazienki.
            Wszyscy siedzieliśmy w ciszy. Czekaliśmy aż w końcu mama przyjdzie do salonu. Byli już praktycznie wszyscy. Mike , Carmen, Alison , Drececk , Mike , tata i ja.
-No mamo no !- Krzyknęłam nie mogąc znieść tej tajemnicy.
-Już idę…- Mówiła biegnąc do salonu.
-A więc co wy znowu wymyśliliście ?- Zapytała Alison.
-Za miesiąc chcemy wziąć ślub !- Powiedzieli razem jakby mieli to przećwiczone. To były najdłuższe cztery sekundy mojego życia. Rodzice dokładnie mierzyli świeżo zaręczoną parę wzrokiem.
-Ale będzie przy tym pracy…-Powiedziała mama.
-Myślałem ,że się wszyscy ucieszycie.- Mruknął zmieszany Miles drapiąc się po głowie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Szybko podbiegłam do Carmen i mocno ją  przytuliłam.
-No jasne ,że się cieszymy !- Krzyknęłam.- Gratulacje ! – Dodałam puszczając czarnulkę. Po chwili przylgnęłam też do Milesa.
-Po prostu nas zaskoczyliście…Niedługo padniemy na zawał.- Mruknął tata również okazując im dużo czułości. Wszyscy zaczęli ściskać Milesa i Carmen przy tym im gratulując.
            Kolejny dzień powoli dobiegał końca. Zaraz po nowinach zakochanych postanowiliśmy wykorzystać piękną pogodę i uczcić ich decyzje więc urządziliśmy grilla. Carmen i Miles siedzieli przy stole razem z rodzicami jedząc i rozmawiając. Dereck i Alison leżeli na leżakach opalając się. Byłam szczęśliwa ,że Alison w końcu zakochała się z odwzajemnieniem. A ja razem z Mike pływaliśmy na dużym materacu po wodzie znajdującej się w basenie. Chcieliśmy korzystać z ostatnich chwil tylko i wyłącznie dla nas. Niedługo zaczną się przygotowania do ślubu więc na pewno nie będziemy mieć już tyle czasu.
-Kocham cię.- Mruknął.
-A ja ciebie.- Odparłam.- Tylko trochę tu ciasno.- Powiedziałam. Chłopak dziwnie na mnie spojrzał a ja się cwanie uśmiechnęłam.
-Nie zrobisz tego…-Powiedział pewny siebie.
-No to patrz !- Krzyknęłam zrzucając go z materacu. Mike wpadł z głośnym chlupnięciem do wody. Wpadłam w śmiech. Po chwili chłopak wynurzył się z wody i podpłyną pod materac. Moment później wypływałam na powierzchnie.
-Zachowujecie się jak dzieci…-Powiedział uśmiechnięty Miles podchodząc do basenu. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak zdjął z siebie koszulkę i wskoczył w spodenkach do wody. Wyszłam cała mokra z basenu a Carmen podała mi ręcznik.
-Dzięki. Zdajesz sobie sprawę ,że to ojciec twojego dziecka i twój przyszły mąż ?- Zapytałam czarnulkę śmiejąc się.
-Tak…właśnie za to go kocham.- Odparła patrząc na Milesa. Patrzyłam na tą scenę z uśmiechem na twarzy.
W końcu byłam pewna ,że już będzie dobrze…na zawsze…



______
Od Jemi : Rozdział napisany w przypływie weny :) Myślę ,że nie dzieje się w nim za dużo ale nie jest też przerażająco nudno :) Mam ogromną nadzieję ,że wam się podoba :)
A teraz niespodzianka którą wam obiecałam pod ostatnim rozdziałem mojej kochanej Akwamaryn...
Czeka nas już tylko epilog ! :D
Nie wierze ,że ta historia się już powoli kończy... No ale jeszcze zostało nam trochę czasu razem więc nie ma co się smucić :)

Tagujemy!

Wraz z Jemi zostałyśmy otagowane. No to zaczynamy!

Zasady tagowania:
  1. Każda otagowana osoba musi odpowiedzieć na 11 pytań przyznanych im przez "Tagger" i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
  2. Następnie wybierasz 11 nowych osób do tagu i połącz je w swoim poście. 
  3. Utwórz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w TAG-u i napisz je w swoim poście.
  4. Wymień osoby w poście, które otagowałeś/aś. 
      5. Nie oznaczaj ponownie osób, które już są oznakowane. 


Pytania!

Ulubiony sport:
Akwamaryn- Piłka ręczna;)
 Jemi- Siatkówka ;)

Film vs. Książka:
Akwamaryn- Film. Lubię czytać, ale jednak film.
Jemi- Zdecydowanie książka. Kocham znikać w innych światach do których mnie przenoszą.

Wygoda czy ładny wygląd:
Akwamaryn- Wygoda
Jemi- Połączenie ! :D

Trampki vs. szpilki:
Akwamaryn- Oczywiście, ze trampki! 
Jemi- Trampki :) Za bardzo je kocham !

Ulubiony serial:
Akwamaryn- Kiedyś Prosto w Serce, a aktualnie nie oglądam seriali.
Jemi- Nie oglądam seriali :)

Interesujesz się modą?
Akwamaryn- Nie... Nie jest ona dla mnie ważna. To co ubiorę jakoś mnie nie interesuje i nie przykuwam do tego większej wagi.
Jemi- Nie interesuje się modą. Staram się mniej więcej podążać za trendami ale nie jestem żadną specjalistką.

Masz rodzeństwo?:
Akwamaryn- Niestety... Rodzicom zapragnęło się dla mnie towarzystwa.
Jemi- Mam i to całkiem sporo :D

Najpiękniejsza chwila życia:
Akwamaryn- Trudne pytanie... Bardzo trudne. Nigdy nie myślałam nad tym. Myślę, że... Chwila w której pokochałam kogoś całym sercem. Nie mogę powiedzieć czy jest najszczęśliwsza, ale na pewno najpiękniejsza. Tego uczucia nie da się opisać.
Jemi- Pewien wieczór...to były wakacje. Spędzałam je razem z rodziną , nad jeziorem :) Wyszłam wtedy z domku letniskowego i poszłam nad jeziorko trzymając w ręce tylko zeszyt i długopis. Oglądając zachód słońca cieszyłam się tym co mam :) Później miałam wrażenie ,że mam cały świat w rękach...chodziło o zeszyt. I tak zaczęłam tworzyć swoje własne światy :) Od tego tak naprawdę zaczęła się moja przygoda z pisaniem :) 

Nk  vs. Facebbok:
Akwamaryn- Facebook. 
Jemi- Facebook :)

Dążysz do celu?:
Akwamaryn- Często stawiam sobie cele, ale często coś i przeszkadza by je spełnić [lenistwo najczęściej], ale staram się jak mogę.
Jemi- Tak :) Jestem raczej optymistyczną i wytrwałą osobą :)

Wakacje: Gdzie?:
Akwamaryn- Za granicą. W Anglii lub w Hiszpanii.
Jemi - Z rodziną i przyjaciółmi :) Raczej w Polsce :)








A teraz czas na nasze pytania !

1.Co stawiasz  w swoim życiu na pierwszym miejscu ?
2.Kujonki vs. Muchy ? [okulary]
3.Ulubiony kolor ?
4.Jak nazywa się twój najlepszy przyjaciel ? 
5.Jaką biżuterię lubisz najbardziej ? [np. bransoletka , naszyjnik itp.]
6.Gdy masz już dość w jakie miejsce masz ochotę uciec ?
7.Mając do wyboru czekoladowe ciasteczko a lody wybierzesz... ? 
8.Jakiej muzyki słuchasz ?
9.Ideał twojej drugiej połówki ?
10.Bez czego nigdy się nie ruszasz z domu ?
11.Czy istnieje jakiś przedmiot z którym masz związane jakieś szczególne wspomnienia ? Jeżeli tak to co to jest i jaka historia się z nim wiąże ?



Otagowani !

wtorek, 1 maja 2012

[25]– Wyjdziesz za mnie? Chcę z tobą spędzić resztę życia…

Carmen…

           Wyjęłam z szafki swoją piżamę i zdjęłam koszulkę, którą aktualnie miałam na sobie. Szybko się przebrałam nie chcąc by ktoś mnie zobaczył i usiadłam na łóżku. Do rąk wzięłam jedyne zdjęcie które zostało mi po rodzicach i pocałowałam je. Nigdy jeszcze mi ich tak nie brakowało. Teraz potrzebowałam ich jak nigdy. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza gdy do pokoju weszła Alison. Usiadła na obok mnie i blado się uśmiechnęła. Cieszyłam się, że wróciła. Wpadłam jej w ramiona mocno ściskając. Po moich policzkach płynęło coraz więcej łez. Czułam, że kompletnie się rozkleiłam. Alison odwzajemniła uścisk i pogłaskała mnie po głowie.
-Też tęsknię…-powiedziała widząc zdjęcie w mojej dłoni. Odsunęła mnie lekko od siebie i otarła moje łzy. Zawsze była twardsza. Trudniej było jej pokazywać uczucia. Po śmierci rodziców wydawało mi się, że w ogóle nie cierpi, ale to była tylko przykrywka.- Ale mamy siebie… Mamy Mike. Ty masz Milesa i Alice, a najważniejsze to to, że masz go.-powiedziała głaszcząc mnie po brzuchu.
-My mamy Milesa i Alice.-powiedziałam uśmiechając się przez łzy. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i wstała.
-Idziemy?-przytaknęła i ruszyłam za nią na dół. Miles właśnie wrócił z torbą pełną jedzenia i zapewne znalazł by się tam i alkohol,  Alice wygłupiała się z Dereckiem w kuchni, a Mike siedział przed telewizorem wpychając w siebie chipsy. Usiadłam koło niego i wyrwałam mu paczkę z trucizną.
-Jak ty możesz jeść to świństwo?-spytałam patrząc na torbę z obrzydzeniem. Ten tylko się wyszczerzył i mi ją zabrał. Nie wiem kiedy znalazłam się na kolanach Milesa wtulona w jego tors. Byłam bardzo zmęczona, a niestety nie wolno mi było wypić nawet kawy by się rozbudzić. Po jakimś czasie wszyscy siedzieliśmy w salonie. Nie miałam pojęcia jak Dereck ma zamiar wykonać swój plan. Musielibyśmy wszyscy nagle zniknąć.  Puszek po piwie było coraz więcej. Byłam przerażona tym  jak szybko się wypróżniają, ale sama chętnie bym się napiła. Siedziałam grzecznie na kolanach ukochanego i patrzałam na Mike i Alice. Wpatrywali się w siebie z uwielbieniem i błyskiem w oczach. Mike postąpił naprawdę głupi, ale jeśli kogoś kochasz ot mu wybaczysz wszystko. Ja się odważyłam na ten krok. Delikatnie musnęła usta Milesa, ale czując jego oddech odsunęłam się.
-Starczy.-powiedziałam widząc jak bierze kolejne piwo. Spojrzałam znacząco na Derecka, po czym on przytaknął.
-Co powiecie na siedem minut w niebie?- pomysł nie był zły, ale przecież musieli by siebie wylosować. Usiedliśmy w kółko i wręczyliśmy butelkę Milesowi. Gdybyśmy dali ją Alice lub Mike od razu by się zorientowali co się dzieje. Wypadło na Alison. Wiedziałam, że ich dwójce[ chodź byli już pijani] mogę ufać. Weszli do sypialni rodziców z wielkimi uśmiechami na twarzy. Trochę mi to powiem szczerze przeszkadzało. W końcu to moja siostra i chłopak. Siedem minut minęło szybko i losował Mike. Błagaliśmy w myślach Boga by wypadło na Alice i najwidoczniej on też chciał ich połączenia bo nasze prośby zostały wysłuchane.  Para spojrzała na siebie trochę speszona.
-No już! Ja nie miałem wyboru!-powiedział chwiejąc się. Nie podobał mi się jego stan. Usadziłam go na kanapie i podałam mu wodę.
-Chyba powinieneś ochłonąć.- chłopak przyciągnął mnie do siebie i przyssał się do mnie. Tak, przyssał. Inaczej tego nazwać nie mogę. Śmierdziało od niego alkoholem na kilometr. Dopiero teraz zorientowałam się, że po kryjomu pił whisky swoich rodziców. Odciągnęłam go od siebie i spojrzałam za siebie. W pokoju nie było już ani Mike ani Alice. Spojrzałam na Derecka, a ten tylko szeroko się uśmiechnął. Oczywiście nikt nie był tak mądry by pójść i ich zamknąć w pokoju.  Wbiegłam szybko na górę i zakluczyłam drzwi na klucz. Z uśmiechem na twarzy zeszłam na dół i usiadłam na podłodze. Miles już smacznie chrapał.
-Udało się…-powiedziałam patrząc z uśmiechem na Derecka. Ten odwzajemnił uśmiech i oparł się o łóżko. Przyjrzałam się uważnie Alison. Wpatrywała się w blondyna z zainteresowaniem.- Pozwolicie, że pójdę spać? Padam z nóg.-powiedziałam wstając i patrząc na śpiącego Milesa. Chłopak przyciskał do siebie pustą butelkę po whisky.
-Dobrej nocy.-powiedział Dereck. Podeszłam do Alison i poklepałam ją po ramieniu po czym weszłam po schodach do góry. Słychać było rozmowę dobiegającą z sypialni, a po chwili walenie w drzwi. Zapominając całkiem o kluczu, który był w kieszeni mojej piżamy, zasnęłam.
***
                                  Przetarłam zaspane oczy i zamrugałam kilka razy. Słońce na dworze pięknie świeciło namawiając do wybrania się na długi spacer. Wyszłam z pokoju i wkładając ręce do kieszeni wyczułam coś metalowego. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło po czym otworzyłam drzwi od sypialni. Cichutko je uchyliłam i wyjrzałam. Na łóżku leżał Mike przykryty kołdrą, a Alice leżała na jego torsie. Musiałam się powstrzymać by nie pisnąć ze szczęścia. Zagryzłam dolną wargę i wyszłam z pokoju. Szybko zbiegłam na dół i wpadłam do kuchni. Cofnęłam się o krok widząc przytulającego się Derecka do Alison. Coś się święciło. Ktoś mnie wziął na ręce i okręcił w koło. Uśmiechnęłam się widząc te ciemne oczy Milesa. Namiętnie go pocałowałam i uśmiechnęłam się.
-Kocham cię…-powiedział szatyn pomiędzy pocałunkami. Poczułam jak się rumienię.
-Ja ciebie też kocham.-powiedziałam wplatając swoje palce w jego włosy. –Udało się…-powiedziałam stając z powrotem na ziemi. Miles uniósł jedną brew wyżej nie wiedząc o co chodzi, ale po chwili zrozumiał o czym mówię. Usiedliśmy na kanapie, a raczej Miles usiadł. Ja miałam głowę położoną  na jego nogach, a on wpatrywał się we mnie jak w obrazek.  Mijały minuty w milczeniu aż w końcu chłopak przerwał cisze.
-Nicholas.-powiedział nagle. Spojrzałam na niego jak na wariata, a ten tylko się uśmiechnął.- Nasz synek będzie nazywał się Nick.- wykręciłam oczyma i uśmiechnęłam się.
- A jak będzie dziewczynka?-spytałam patrząc jak chłopak głaszczę mnie po brzuchu. Nagle poczułam ból. Ale taki przyjemny.
-Kopnął…-powiedział uradowany chłopak przykładając mi do brzucha głowę.- Jak dziewczynka to… Victoria.
-Ja nie mam nic do gadania?-spytałam splatając swoje palce z palcami chłopaka. Szatyn wzruszył ramionami i już otwierał usta gdy do pokoju wbiegła Alice. Przytuliła mnie i gdyby nie Miles, który trochę ją odsunął udusiła bym się.
-To było wredne…-powiedziała, ale widać było że się nie gniewa.- Ale i tak cię za to kocham.- podniosłam się do pozycji siedzącej i przytuliłam ją.
-To zasługa Derecka. Ja tylko pomogłam.- gdy dziewczyna znikła z kuchni ja ruszyłam na górę.  Nie musiałam daleko szukać, bo Mike leżał na łóżku w sypialni wpatrując się w sufit. Położyłam się koło niego i szeroko uśmiechnęłam.
-Nie wierzę… Znowu jest jak dawniej. Znowu jest pięknie. Kto by pomyślał?- usiadłam po turecku i wzięła jego rękę w swoją.
-Ja. Tak musiało być. Wy jesteście sobie przeznaczeni.- chłopak mnie mocno uściskał. Dopiero po dłuższej chwili odwzajemniłam uścisk. Teraz musiało być już tylko lepiej. Znowu poczułam ten ból  i zgięłam się w pół. Mike spojrzał na mnie wystraszony. Gdy chciał już krzyczeć zasłoniłam mu usta.- Nie krzycz… Zaraz przejdzie. To zwykły skurcz…-powiedziałam zaciskając przy tym zęby z bólu.
-Carmen może lepiej…- spiorunowałam go wzrokiem i powoli wstałam patrząc pod nogi. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam w lustro naprzeciwko mnie. Byłam blada jak ściana, a ostatnio było tak często. Ręce mi się trzęsły, a oczy miałam podkrążone. Nie miałam pojęcia co Miles we mnie widzi. Wyglądałam jak siedem nieszczęść.
-Nie będzie z wszystkim jechać do szpitala. Nic mi nie jest. Już przeszło.-powiedziałam prostując się. Chyba jednak nie wyszło mi to kłamstwo bo Mike podszedł do mnie i posadził na łóżku.
-Zaraz kogoś zawołam…- nim zdążyłam na niego na wrzeszczeć ten już wybiegł z pokoju. Odchyliłam głowę do tyłu i lekko się uśmiechnęłam.  Czas by wszystko było jak dawniej. Byśmy znowu żyli w zgodzie, by już nic nam nie przeszkodziło. Nagle do pokoju wbiegł wystraszony Miles ale widząc mnie uśmiechnięto spojrzał zły na  Mike.
-Jej nic nie jest.-powiedział do Alice i usiadł obok mnie. Nagle w pokoju znaleźli się wszyscy domownicy łącznie z rodzicami chłopaka, którzy zdążyli już wrócić.- Chciałem was wszystkich zaprosić dziś na obiad do restauracji.- spojrzałam na niego zaskoczona, ale i zadowolona.
-Co to za okazja?-spytał ojciec chłopaka, a Miles posłał mu spojrzenie typu ,,Powiem ci jak nikogo nie będzie.’’ Nie podobało mi się, że ma przede mną tajemnice, ale w końcu Miles to Miles.
***
                           Cudem udało mi się wcisnąć w moją czarną sukienkę bez ramiączek. Chyba powinnam kupować w sklepach dla ciężarnych. Spojrzałam prosząco na Alice, ale ta pokiwała przecząco głową. Wydawało mi się, że tylko ja nie wiem o co chodzi z tym obiadem. Alice i Mike posyłali sobie znacząc spojrzenia od rana, a Alison unikała mnie tak jak to robiła nie chcąc nic mi powiedzieć.
-Ma być ta i kropka! Jest piękna.-powiedziała zakładając na stopy swoje czerwone szpilki. Oczywiście kiedy ja chciałam ubrać buty na szpilkach, ona stwierdziła, że to zaszkodzi dziecku i musze iść w balerinach. Nie powiem, wyglądała pięknie. Miała na sobie leginsy i czarną tunikę, która wyglądała bardziej jak sukienka. Można by powiedzieć, że wyglądałyśmy bardzo podobnie jedynie makijaż nas różnił. Alice postawiła na mocną kreskę i błyszczący cień, a ja… Ja miałam na sobie jedynie tusz t rzęs. Miles był naprawdę nadopiekuńczy i nie pozwolił mi się pomalować. Włosy rozpuściła tak samo jak Alice i byłyśmy gotowe na podbój męskich serc.
      Powoli zeszłam po schodach, a napotykając uśmiechniętego Milesa sama odwzajemniłam uśmiech. Myślałam, że się przewidziałam, ze chłopak miał na sobie garnitur! Otworzyłam usta ze zdziwienia , ale szybko je zamknęłam. Alison była gotowa już dawno. Stała w towarzystwie Derecka z którym niewiarygodnie dobrze się dogadywała.
     Po około półgodzinie byliśmy an miejscu. Siedzieliśmy prze stole specjalnie wynajętym rozmawiając. Właśnie dyskutowałam z Alison o Mike i Alice gdy Miles wstał. Spojrzałam na niego zaskoczona i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Chciałbym coś powiedzieć…-Miles wyglądał na stremowanego. Zachęciłam go ciepłym uśmiechem i złapałam go za rękę. Lekko odsunęłam się od stołu by mieć więcej miejsca i odgarnęłam włosy z twarzy.- Carmen… Wiem, że dużo przeze mnie wycierpiałaś. Wtedy w parku… Zachowałem się kary godnie i nie mogę uwierzyć, że mi wybaczyłaś. Już pierwszego dnia wiedziałem jak to się skończy. Nie mówię tu o dziecku.- serce zaczęło mi szybciej bić na dźwięk jego głosu.  Wszystko wydawało się być dobrze zaplanowane. Miles ukląkł przy mnie, a ja nie miałam pojęcia co się dzieje. Dopiero gdy ujrzałam w jego ręce pierścionek zrozumiałam co jest grane. Zasłoniłam usta dłonią, a po moim policzku spłynęła łza. – Wyjdziesz za mnie? Chcę z tobą spędzić resztę życia…- spojrzałam na rodziców chłopaka. Jego mama płakała, a ojciec ją przytulał. Przeniosłam wzrok na Alice i Mike. Siedzieli z wielkimi bananami na twarzach czekając na moją odpowiedź. Potem był Dereck i Alison. Oni wyglądali na najmniej przejętych. Trzymali się za ręce… Na końcu spojrzałam w ciemne oczy Milesa. Widziałam  w nich strach, chodź chyba wiedział co odpowiem. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
-Oczywiście, że tak…-powiedziałam cicho czując jak chłopak wsuwa mi na palec pierścionek. Wpadłam mu w ramiona zanosząc się szlochem. Coraz bardziej płakałam. Dochodziły do mnie tylko oklaski przyjaciół i ciągle powtarzana fraza przez Milesa… ,,Kocham cię…’’



___________________
Od Akwamaryn: Jak zaczynałam pisać nie miałam na niego żadnego pomysłu, ale z czasem przyszedł. Nie chciałam zaręczyn zostawiać na głowie Jemi więc wyszedł dość długi rozdział. Bardzo chciałam by wyszedł idealnie, ale chyba poległam... Ocenę pozostawiam wam;)

sobota, 21 kwietnia 2012

[24] Tak postępują prawdziwi przyjaciele…


                                                             Alice…


            Patrzyłam przed siebie niewidomym wzrokiem. Znowu tu trafiłam…i znowu z tego samego powodu. Białe ściany mnie przytłaczały. Naprzeciwko mnie na krześle siedział Mike, patrząc tępo na podłogę. Miles chodził w tą i powrotem po korytarzu. Był okropnie zmartwiony. Rodzice poszli załatwiać ostatnie papiery. Siedziałam pod ścianą gdy nagle daleko na samym początku korytarza pojawiła się jakaś postać. Na początku  ją zignorowałam ale gdy stanęła przede mną szybko się podniosłam zaszokowana.
-Alison…?- Zapytałam jakbym nie była pewna ,że to ona. Była ostatnią osobą której się tu spodziewałam.
-Wiem…wiem ,że strasznie zawaliłam. Po prostu wszystko.- Powiedziała cicho patrząc na własne buty. Nawet Miles się zatrzymał w miejscu i patrzył na nią zdziwiony.- Niektórych z was zawiodłam…-Tu spojrzała na Mike.- Innych znienawidziłam z zazdrości…- W tym momencie zerknęła na mnie.- Kolejnych wkopałam w niezłe gówno…-Mruknęła w stronę Milesa.- A jeszcze innych…potraktowałam w najgorszy możliwy sposób i opuściłam wtedy kiedy mnie najbardziej potrzebowali…-Szepnęła cicho płacząc. Wszyscy wiedzieliśmy ,że mówiła o Carmen.
-Alison…-Szepnęłam. Przerwała mi gestem ręki.
-Proszę pozwól mi skończyć. Zdaje sobie sprawę ,że zachowałam się jak szmata i nawet nie proszę o to abyście mi wybaczyli bo wiem ,że każdego z was strasznie zraniłam…ale chce żebyście wiedzieli ,że okropnie żałuje tego co zrobiłam.- Wszyscy patrzyli na nią w ciszy. Nikt się tego nie spodziewał. Blondynka stała cicho płacząc.
-Wybaczamy ci.- Powiedziałam stanowczo. Dziewczyna podniosła zapłakane oczy i na mnie spojrzała z nadzieją.
-Naprawdę ?- Przytaknęłam.
-W naszym domu…-Powiedział Miles kładąc mi rękę na ramieniu.-…nauczono nas ,że każdy popełnia błędy. Bo jesteśmy przecież tylko ludźmi.-Alison spojrzała na nas z wdzięcznością i wielką ulgą. Odwróciła się w stronę Mike. Chłopak po prostu wstał i ją przytulił szepcząc.
-Dobrze ,że wróciłaś…- Zrobiło mi się cieplej na sercu…Carmen potrzebowała teraz wsparcia jak nigdy. Alison wróciła w odpowiednim momencie.
-A teraz proszę was powiedzcie mi co się dzieje z Car bo rodzice raczej nie przekazali mi zbyt szczegółowej wiadomości.- Powiedziała ze smutkiem ale i złością.
-My sami jeszcze nic nie wiemy…-Mruknął Mike. Miles patrzył na nią badawczo.
-Kiedy oni tu będą ?- Zapytał. Nagle zdałam sobie sprawę ,że Carmen od ostatniego czasu się z nimi nawet nie kontaktuje. Mike opuścił głowę.
-Nie przyjadą.- Szepnęła z goryczą blondynka. Moja reakcja była natychmiastowa.
-Co ? Dlaczego ?- Alison spojrzała na Mike który patrzył na swoje buty.
-Nie powiedzieliście im ?-Zapytała zdziwiona. Brunet pokręcił wolno głową.- Oni ją wyrzucili z domu. Uważają ,że mają już tylko jedną córkę…ale chyba i to nie jest prawdą. Gdy usłyszeli ,że chce jechać do szpitala kazali mi wybierać…więc się spakowałam.
Razem z Milesem patrzyliśmy na nią w szoku dobre kilka minut. Nie mogłam zrozumieć jak można być tak bezlitosnym… Dopiero wtedy zrozumiałam dlaczego Carmen nam o tym nie powiedziała. Zerknęłam na Milesa. On też nie był zły… W tym stanie zastali nas rodzice którzy pojawili się nagle na korytarzu.
-Wszystko w porządku ?- Zapytał tata patrząc na nasze miny.- Co z Carmen ?
-Jeszcze nic nie wiadomo…ale chciałabym wam kogoś przedstawić. Mamo , tato , to Alison. Alison to moi rodzice.- Dziewczyna nieśmiało podała ręce stojącej obok parze. Widząc nieco zdziwiony wyraz twarzy mamy szybko dodałam.- Alison jest siostrą bliźniaczką Carmen.
-Bardzo się cieszę ,że mam okazję cię poznać. Przykro mi ,że w takim momencie…- Powiedziała smutna. Alison blado się do niej uśmiechnęła.
Nagle z sali pod którą czekaliśmy wyszedł lekarz. Miles w sekundę znalazł się obok niego.
-Co z nią ?
-Jej stan jest już stabilny. Niestety…Jest w zagrożonej ciąży.- Nagle wokoło zapanowała cisza.- Sądzę ,że to nie oznacza od razu jednoznacznego końca. Pacjentka musi na siebie bardzo uważać i przyjeżdżać do szpitala na cotygodniową kontrolę.
Każdy z nas odetchnął z ulgą.
-Czy Carmen może jeszcze dziś wrócić do domu ?- Zapytał Mike.
-Tak. Jednak musimy wykonać dodatkowe badania. To może potrwać jeszcze jakieś dwie godziny. Teraz można do niej zajrzeć. Jednak proszę nie więcej niż cztery osoby na raz.- Wszyscy przytaknęli. Na samym początku weszli do niej rodzice bo musieli iść jeszcze coś podpisać. Ich wizyta nie trwała zbyt długo. Gdy nadszedł nasz czas pokrzepiająco uśmiechnęłam się do blondynki i wszyscy weszliśmy do sali.
-Kochanie…tak się martwiłem.-Powiedział Miles całując ją w czoło.
-Zrób mi to jeszcze raz a cię zabije.- Mruknęłam uśmiechając się do czarnulki ciepło.
-Tak się cieszę ,że was widzę…-Oznajmiła Carmen ściskając dłoń Mike. Nagle zamarła.- Alison…-Szepnęła z uśmiechem widząc  blondynkę.
-My was zostawimy. Porozmawiajcie sobie.- Powiedział Mike po czym nasza trójka posłusznie wyszła z pomieszczenia.  
            Wracaliśmy do domu jadąc dwoma samochodami. Rodzice , Mike i Miles jechali przed nami a ja bliźniaczki i Dereck ,który po nas przyjechał, zaraz za nimi. Spojrzałam na skupionego na drodze blondyna i delikatnie się uśmiechnęłam. Był naprawdę wspaniałym przyjacielem. Po chwili zerknęłam na lusterko w którym odbijały się siostry Smith. Obydwie patrzyły przez okno na znikające ulice. Nagle poczułam ogromne ciepło w sercu gdy zauważyłam ,że trzymają się za ręce. W końcu znowu były razem. Po chwili jednak posmutniałam gdy zdałam sobie sprawę z tego jak je potraktowało życie. Nie dość ,że straciły rodziców w wypadku to wychowywały się w domu bez miłości. W mojej pamięci utrwaliła się mina mamy gdy opowiedziałam jej sytuacje w jakiej znajdują się dziewczyny. Rodzice zgodnie stwierdzili ,że mogą zamieszkać u nas…w końcu i tak jesteśmy już jak rodzina. Alison na początku nie chciała przyjąć propozycji lecz po namowie wszystkich zgodziła się przez jakiś czas u nas mieszkać. Jednak powiedziała ,że postara sobie znaleźć pracę i mieszkanie ,po czym zwróci rodzicom wszystkie koszty utrzymania. Gdy już w końcu znaleźliśmy się w domu podziękowałam za wszystko Dereckowi po czym odszedł z uśmiechem. Jakiś czas później zjedliśmy wspólną kolacje.
-Padam z nóg…-Mruknął Miles odstawiając szklankę.
-Tak , to był długi dzień.-Skwitował tata.- A teraz wszyscy do łóżek.
Miles i Mike po życzeniu wszystkim dobrej nocy poszli natychmiast spać. Ja i Carmen zaprowadziłyśmy Alison do pokoju który będzie zajmować. Było to nieduże pomieszczenie które służyło dawniej za moją sypialnie gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Życzyłam blondynce dobrej nocy i razem z Carmen poszłyśmy do sypialni. Obydwie położyłyśmy się w ubraniach na łóżku nie mając już siły się przebrać. Gdy moje oczy już się zamykały czarnulka wyszeptała :
-Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś…nawet nie wiesz jak ci jestem wdzięczna…
-Tak postępują prawdziwi przyjaciele…-Odparłam po czym zapadłam w głęboki sen.



                                                                       ***


            Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca które nieznośnie padały na moją twarz. Niechętnie otworzyłam oczy i po chwili stwierdziłam brak Carmen w pokoju. Zdziwiona tym faktem spojrzałam na zegarek. Czarnulka zwykle spała dłużej ode mnie choć nigdy nie wiedziałam jak to możliwe…
-Druga po południu ?!- Krzyknęłam nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Szybko wybiegłam z łóżka i biorąc przypadkowe ciuchy wbiegłam do łazienki.
            Godzinę później szybkim krokiem schodziłam na parter. Gdy wchodziłam do kuchni zaszokowana stwierdziłam ,że Mike robił z Alison obiad.
-Miles powiedział ,że lubisz spaghetti.- Powiedział uśmiechnięty Mike gdy tylko mnie zobaczył. Moje serce jak zwykle mocniej zabiło. Nadal kochałam tego głupka z miską długiego makaronu w rękach. Miałam wrażenie ,że każdego dnia coraz bardziej pragnę być blisko niego.
-Masz dobre informacje.-Odparłam odwzajemniając gest.- A gdzie Miles i Carmen ?
-Na spacerze. Mil zaczął przesadnie troszczyć się o zdrowie Carmen i dziecka.- Odpowiedziała mi Alison która była również w dobrym humorze.- Powinni zaraz wrócić, nie ma ich od ponad godziny.
            Miles i Carmen pojawili się pięć minut później w towarzystwie Derecka. Zjedliśmy w szóstkę obiad po czym zaczęliśmy leniuchować. Nagle ktoś zaczął się strasznie głośno śmiać.
-A ty z czego się tak śmiejesz ?- Zapytałam z uśmiechem patrząc na roześmianego blondyna.
-Wpadłem na pomysł !
-O nieeee…-Jęknęli wszyscy razem.
-Dziękuje za wiarę w moje możliwości i pomysły !- Krzyknął Dereck udając obrażonego.
-No mów w końcu co ty znowu wymyśliłeś.- Powiedziała Carmen.
-Zrobimy dziś małą ,zamkniętą, nocną imprezkę ! Waszych rodziców dziś nie ma i nie będzie do jutra więc czemu ,nie ?- Zapytał poruszając brwiami w górę i w dół.
-To ma być coś w stylu piżama party ?- Zapytał głupio Miles na co wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. W tamtym momencie moje spojrzenie i Mike się skrzyżowało…wiedziałam ,że to nie będzie zwykła noc.


______
Jemi: Moi kochani :) Jak widzicie , zamiast uczyć się do egzaminu piszę rozdziały :D Mam nadzieję ,że przynajmniej w miarę dobre :P Powiem szczerze ,że ta notka za bardzo mi się nie podoba...mam wrażenie ,że jest chaotyczna i źle napisana. No ale cóż....oddaje w wasze ręce rozdział który wygląda jak wygląda :) Mam jeszcze nadzieję ,że akcja wam przypadła do gustu :) Przed nami zostało już tylko kilka rozdziałów ale nadal nie aż tak mało :D A więc...nie gadam już bez sensu tylko liczę na wasze komentarze ;*

piątek, 13 kwietnia 2012

[23] -Nie znoszę jak się na mnie złościsz! Ja cię kocham, a ty zachowujesz się jak byś widziała tylko czubek swojego nosa!

Carmen



            Podkuliłam kolana gdy kierowca obrócił się do mnie. Podał mi chusteczkę i lekko uśmiechnął. Był bardzo podobny do Milesa toteż chciałam jak najszybciej wyjść z taksówki. Wzięłam do ręki chusteczkę, a w jej miejsce włożyłam banknot.
-Do widzenia…- powiedziałam cicho i wysiadłam z auta wyjmując z bagażnika walizkę. Nie była ciężka, ale i tak trudno było mi ją unieść. Weszłam przez ruchome drzwi i rozejrzałam się w koło. Wielka sala wyglądała jakby nie miała końca, a z głośników wydobywał się niemiły kobiecy głos. Nie chciałam od razu wyjeżdżać. Postanowiłam posiedzieć i pomyśleć, chodź nie było nad czym. Mój związek z Milesem właśnie dobiegł końca, a ja nie miałam pojęcia czemu wracam myślami do tamtych chwil. W jednej chwili zdążyłam znienawidzić człowieka, ale i tak w głębi duszy oddała bym za niego życie i to małe stworzonko które we mnie siedzi na pewno też. Usiadłam na jednym z krzesełek i wyjmując z kieszeni telefon wyłączyłam go.  Rozejrzałam się po Sali i ze zdumieniem stwierdziłam, że nie daleko mnie wędrują moi ,,rodzice’’ wraz z Alison. Zagryzłam zęby i wzięłam głęboki wdech. Nagel wszyscy… no prócz najukochańszej Alice i Mike byli przeciwko mnie. Nie miałam pieniędzy… Przemknęła mi przez głowę taka myśl, ale zaraz znikła. Nie spuszczałam wzroku z trójki, która szła w moją stronę. Gdy przeszli obok mnie bez większego zainteresowania poczułam ogromny ból i wściekłość. Żałowałam, że nie ma tu moich prawdziwych rodziców. Oni by mi pomogli… wsparli i byli by wzorowymi dziadkami, ale niestety to ja doprowadziłam do ich śmierci. Podniosłam się z miejsca i ciągnąc za sobą walizkę podeszłam do recepcji. Nigdy wcześniej nie byłam na lotnisku toteż nazwy tych wszystkich miejsc były mi  obce.
-W czym mogę pomóc?- spytał dziewczęcy głos i to dzięki niemu udało mi się stwierdzić, że dziewczyna jest na stażu lub praktykach.
-Chciała bym się dowiedzieć dokąd jest najbliższy lot…- zamarłam w bezruchu. Skoro nie miałam pieniędzy nie miałam też za co polecieć. Uderzyłam pięścią w blat i przepraszając dziewczynę odeszłam dalej. Wytarłam spływający mi tusz do rzęs i już chciałam wychodzić z lotniska gdy do środka wbiegł chłopak… ale nie byle jaki. Na jego widok serce zabiło mi szybciej, a poziom adrenaliny wzrósł do maksimum.
-Carmen!- krzyknął podbiegając do mnie. Nie zwracając na niego uwagi wyminęłam go.- Nie rób mi tego…- powiedział ciszej łapiąc mnie za rękę.
-To co ja ci robię jest niczym w porównaniu co ty zrobiłeś temu dziecku!- wrzasnęłam na całe gardło pokazując na swój brzuch.- Nie mam ochoty z tobą dyskutować…- powiedziałam ciszej i ruszyłam dalej, ale dłoń chłopaka znowu nie pozwoliła mi na dalszy ruch. Wyrwałam swój nadgarstek z uścisku i odsunęłam się o krok.
-Przepraszam… Jestem głupi.  Jestem idiotą! Ale takim idiotą który cię kocha! Nie potrafię bez ciebie żyć! Jesteś moim powietrzem! Moją wodą na pustyni! Jesteś moim słońcem w pochmurny dzień!- do oczu napłynęły mi łzy, ale nie potrafiłam mu wybaczyć. Czegoś takiego się… Nagle przypomniałam sobie rozstanie Alice i Mike. Wtedy też on powiedział o kilka słów za dużo, teraz żałuje, a Alice cierpi. Nasz związek był zbudowany na tym samym fundamencie tyle, że ja noszę dziecko tego dupka…
-Nie dotykaj mnie…- wysyczałam widząc jak podchodzi bliżej.- Wrócę z tobą z powrotem ale tylko ze względu na dziecko.- widząc na twarzy chłopaka szeroki uśmiech zapragnęłam go przytulić jednak powstrzymałam się.


***


                         Drugi dzień pobytu u rodziców Milesa i Alice mijał szybko. Czułam się tu jak w domu, ale nadal nie miałam odwagi spytać się o mieszkanie. Nawet Miles nie wiedział jak zareagowali moi rodzice. Usiadłam przy stole i spojrzałam na Alice. Nie wyglądała na zmartwioną, ale to były tylko pozory. W środku zapewne łkała z bólu i cierpienia.  Jej miłość do Mike była oczywista, ale ukrywała to najlepiej jak potrafiła. Miles siedział w milczeniu obok mnie chodź starałam się być jak najdalej. Nadal nie chciałam na niego patrzeć, ale czułam, że coś szykuje. Mike przyglądał się mu uważnie i z wściekłością. Gdy wróciłam z Milesem do domu o mały włos nie skoczył mu do gardła. Był z niego prawdziwy przyjaciel.
-Jak wam minął dzień?- spytała mama rodzeństwa uśmiechając się do mnie. Odwzajemniałam gest lecz nieco bladziej i odsunęłam od siebie talerz.
-Okropnie…- wymamrotałam sama do siebie mając nadzieję, że nikt nie zwraca na mnie uwagi lecz jak się okazało wszyscy to słyszeli.- Miles może powiesz rodzicom o swoich planach…- powiedziałam zacięcie krzyżując ręce na piersi.
-Bałem się… Carmen wybacz mi to głupstwo.-powiedział bez skrępowania, ale ja udałam że tego nie słyszę.
-To ja powiem. Państwa syn stwierdził, ze wyjedzie zostawiając mnie z dzieckiem! Chciał się pozbyć niepotrzebnego bagażu!- wybuchłam i poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Zacisnęłam dłonie w pięści i wstałam.- No może coś łaskawie powiesz?!-wrzasnęłam na niego nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenia jego rodziców.
-Bałem się odpowiedzialności! Bałem się! Zrozum to wreszcie!- krzyknął na mnie i uniósł dłoń jakby chciał mnie uderzyć. Zamknęłam oczy chcąc tamować łzy. Pierwszy raz wrzasnął na mnie, ale zasłużyłam. Byłam tylko okropnie zła, że to wszystko dzieje się przy ludziach.  Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi i otworzyłam oczy.
-Ja też się boję, ale nie mam wyboru…- powiedziałam dławiąc się łzami. Teraz już żywnie płakałam i nie ukrywałam tego. Rodzice chłopaka gdzieś nagle znikli, ale nie interesowało mnie to. Miles oparł się o ścianę i nie wyglądałam na takiego którego przejmowały by moje łzy. Gdy do pomieszczenia wszedł Dereck z uśmiechem na twarzy. Spojrzał na Alice potem na mnie, a na końcu na chłopaków i wskazał na mnie palcem.
-Możemy pogadać, czy to zły moment?- spytał. Otarłam łzy i przytaknęłam.
-To idealny moment…- powiedziałam i wymijając  szatyna weszłam za Dereckiem.- Co jest grane?- spytałam  chowając ręce do kieszeni bluzy i patrząc na chłopaka.
-Wiem, że przechodzisz trudny okres teraz, ale myślę, że dobrze zrobi ci jak zajmiesz się czymś innym.- powiedział i usiadł na ławce. Przysiadłam obok niego i spojrzałam w niebo. Słońca nie było prawie w ogóle widzieć. Wakacje niedługo dobiegały końca, a ja nie miałam żadnych planów. Po prostu szłam przed siebie z coraz to gorszymi przeżyciami.  Wiedziałam, że przecież mój związek z Milesem nie będzie usłany różami, ale nie spodziewałam się, że jest takim tchórzem. Spojrzałam pytająco na chłopaka.- Musimy pomóc Mike i Alice i potrzebuję twojej pomocy.-powiedział i lekko się uśmiechnął.
-Sama się tego domyśliłam, ale ona jest strasznie uparta i jedynie podstęp może ją nakłonić do zmiany zdania.-powiedziałam i zobaczyłam jak Dereck jeszcze szerzej się uśmiecha.
-Zrobimy tak…- siedzieliśmy bitą godzinę obmyślając nasz plan, ale z każdą chwilą wydawał mi się mniej realny i możliwy do wykonania. Chłopak nie pytał o mnie i Milesa co mnie cieszyło. Nie lubiłam mówić o swoich problemach. Po chwili zrozumiałam, że Miles też musi nam pomóc, ale nie miałam siły mu tego powiedzieć.
                   Weszłam do domu i zdjęłam z siebie moją bluzę. W korytarzu dostrzegłam Milesa więc przyspieszyłam kroku i szybko go wyminęłam. Wbiegłam po schodach na górę i weszłam do pokoju który dzieliłam z Alice. Dziewczyny tam nie było, ale słyszałam jej głos dobiegający z salonu. Nagle do pokoju wszedł z hukiem Miles a ja aż podskoczyłam.
-Nie znoszę jak się na mnie złościsz! Ja cię kocham, a ty zachowujesz się jak byś widziała tylko czubek swojego nosa!- byłam w stu procentach pewna, że wszyscy domownicy nas słyszą, bo telewizor nagle umilkł i nikt nie rozmawiał oczekując mojej reakcji.
-To ty się tak zachowywałeś wtedy w parku! Liczyłeś się tylko ty i twoje przerośnięte ego!- nie miałam już siły i ochoty płakać. Moje łzy po prostu wyschły. Gdy chłopak zrobił krok w moim kierunku szybko się cofnęłam. Nagle zaczęłam się go bać… Jakby zaraz miał mnie uderzyć, a przecież tak dobrze go znałam. Gdy uderzyłam plecami o ścianę poczuła ból, ale nie miałam czasu nad tym rozmyślać, bo Miles był coraz bliżej. Biegałam wzrokiem w koło nie chcąc napotkać jego spojrzenia.
-Spójrz mi w oczy i powiedz, że już mnie nie kochasz.- był strasznie oschły i zimny. Uniosłam wzrok, a widząc jego czekoladowe oczy zamarłam w bezruchu. Nagle poczułam się jak tamtego dnia na mostku. Gdy pierwszy raz nasze spojrzenia się spotkały.
-Ja…-wybąkałam cicho, ale nim zdążyłam dokończyć chłopak przywarł do mnie całym ciałem. Swoje ręce położył mi na policzkach, a nasze usta złączyły się w pocałunku. Nie miałam siły by się wyrywać, a może tego po prostu nie chciałam? Mimo, że wiedziałam, że w każdej chwili może ktoś wejść nie mogłam się od niego oderwać. Nawet gdy rozluźnił uścisk i odsunął mnie od ściany. Nagle poczułam przeszywający ból w brzuchu i zapewne upadłabym na podłogę gdyby nie silne ramiona Milesa.
-Carmen! Co się dzieje?!-krzyknął potrząsając mną. Nie miał w ogóle wyczucia, a ja czułam się coraz gorzej. Powoli traciłam przytomność i czucie. Zamrugałam kilka razy powiekami gdy do pokoju wbiegła Alice.
-Co jej jest?!-krzyknęła spanikowana. Zamknęłam oczy. Nie miałam siły dłużej powstrzymywać powiek. Ktoś położył mnie na łóżku i zawołał panią Maraqui. Chyba Alice, ale nawet głos męski niczym nie różnił się dla mnie od żeńskiego. Przez myśl przemknęła mi tylko jedna myśl. ,,Jutro wieczorne spotkanie i połączenie Alice i Mike.’’


_______________
Od Akwamaryn: Co mogę powiedzieć o tym rozdziale? Wyszedł mi chyba najlepszy ze wszystkich! Hah... nie no bywały lepsze, ale jest naprawdę dobry moim zdaniem. Pisanie na tego bloga chyba nigdy mi się nie znudzi. Znowu jest dużo akcji, ale chyba wszyscy to lubią;D Nie wiem czy czegoś nie pominęłam ważnego, a tak... pominęłam (Jemi wie o co chodzi;*) ale to celowo;).