sobota, 28 stycznia 2012

[13] -Kocham cię…- wyszeptałam mu do ucha i poczułam jak jeszcze mocniej mnie ściska.

            
                                                                          Carmen...
Siedzieliśmy z Mikem i Alice przed ogniskiem. Para wpatrywała się w siebie jak na zakochanych przystało, ale nadal miałam złe przeczucia. Jakoś dziwnie było patrzeć mi na moich przyjaciół jak na parę. Mike zdjął z patyka piankę i przysunął do twarzy Alice.
-Chcesz trochę mała?- spytał z uśmiechem. Dziewczyna ugryzła kawałek, a ja aż zamruczałam .Zawsze była taka uczuciowa. W tym samym momencie poczułam, że ktoś zakłada mi na ramiona bluzę. Odchyliłam trochę głowę, a widząc Milesa uśmiechnęłam się.
-Mogę prosić o chwilę uwagi ?!- krzyknął instruktor, a wszyscy odruchowo spojrzeli na niego. -Dziękuję. A więc chcę wam tylko ogłosić ,iż zatrudniliśmy nowego instruktora.-  w tym samym momencie z cienia wyszedł przystojny mężczyzna i uśmiechnął się szarmancko. Od razu wiedziałam, że będą z nim same kłopoty.- Będzie was nauczał samoobrony. Zajęcia będą odbywać się co dwa dni. Jutro kajaki a we wtorek samoobrona. Możecie wracać do swoich zajęć.- chłopak cały czas wpatrywał się w Alice. Coś mi tu nie pasowało. Zerknęłam na Alice. Dziewczyna wpatrywała się w chłopaka z zmarszczonym czołem. Jak by próbowała go rozszyfrować. Byłam zaskoczona jej zachowaniem.
***
Otarłam zmęczone oczy i uniosłam lekko głowę, uderzając przy tym o łóżko nade mną. Nie przypominałam sobie, by było tu tak nisko.
-Moja głowa…- wymamrotałam. Z wczorajszego wieczoru pamiętałam tylko to jak przedstawiano nam nowego instruktora oraz to, że chłopaki poszli do monopolowego. Mówili, że musimy uczcić mój nagły powrót pamięci.
-Trzymaj, to pomoże.-usłyszałam nad sobą głos Milesa, a  gdy odchyliłam lekko oczy zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz. W jednej ręce trzymał szklankę z wodą, a drugiej tabletkę.-Lepsza była by kawa, ale nie posiadamy jej w asortymencie. – zabrałam mu wodę i połknęłam tabletkę, a Miles usiadł obok mnie i pocałował mnie w czoło.
-Dziś o ile się nie mylę kajaki… Jejku…- wymamrotałam i opadłam głową na poduszkę.
-Ciebie czeka coś o wiele gorszego… Przesłuchanie.-powiedział i podniósł się- Kajaki cię ominą, ale niestety czeka cię coś o wiele gorszego. Przebieraj się, za pół godziny wyjeżdżamy.
-Kto nas zawozi?- spytałam. Wiedziałam, że dziś dyrektor ma wiele na głowie.
-Nowy Instruktor, ten cały Matt.- nie spodobał mi się zbytnio ten pomysł, ale nie miałam innego wyboru. 
  Alice i Miles bardzo chcieli jechać ze mną, jednak wynikło z tego co innego. Musieli zostać w obozie z niewyjaśnionych przyczyn, a dokładniej ten nowy instruktor tak zarządził, co już mnie denerwowało. Siedziałam w samochodzie i wgapiałam się w krajobraz za nią.
-Jesteś Carmen o ile wiem. Ja jestem Matt- powiedział zdejmując jedna dłoń z kierownicy i wyciągając ją do mnie. Spojrzałam na niego oburzona.
-Patrz na drogę i dla mnie jesteś Pan, a nie żadne Matt- powiedziałam i wlepiłam wzrok z powrotem w drzewa za szybą.
-Nie jestem, aż tak stary.-powiedział i uśmiechnął się pod nosem. Nie lubiłam takich typków. Był zbyt pewny siebie i myślał, że może mi to imponuje. Miałam tylko nadzieję, że żadna dziewczyna mu nie ulegnie. No może Alison i Mendy nie było by mi żal. Resztę drogi z pędziliśmy w milczeniu, Matt rzucał raz na jakiś czas dowcipy, by rozluźnić atmosferę, ale nie miałam ochoty na żarty, a zwłaszcza z kimś takim jak on.
    Wysiadając z auta o mały włos nie przewróciłam się, ale Matt w porę mnie złapał. Wlepił we mnie wzrok i szarmancko się uśmiechnął. Uniosłam jedną brew wyżej i wyrwałam mu się. Chyba wolałam upaść, niż być trzymana w jego ramionach.  Właśnie szłam wąskim korytarzem, w kierunku pokoju przesłuchań gdy za plecami usłyszałam ciche szepty. Odruchowo obróciłam się i spiorunowałam spojrzeniem dwie brunetki. One jednak tylko na chwile umilkły i słodko uśmiechnęły się do Matta. Aż mi się zachciało wymiotować. W pierwszym momencie pomyślałam, że to przez kaca, ale po chwili stwierdziłam, że to nowy instruktor tak na mnie działa. Zerknęłam na niego ukradkiem i drwiąco się uśmiechnęłam.
-No co? Mam powodzenie-powiedział z uśmiechem na twarzy, a ja wykręciłam oczyma. Nie powiem chłopak był przystojny, ale nie aż tak, by zawracać w głowach dziewczyną które go nie znają.  Wchodząc do gabinetu komendanta obróciłam się w stronę Matta, a ten prawie na mnie wpadł.
-Uważaj jak chodzisz łamasie. Zostajesz na zewnątrz. Komendanta nie interesują twoje techniki samoobrony-powiedziałam, a on posłusznie usiadł w poczekalni. Gdyby był psem spokojnie bym go wytresowała.  Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka.
     Po godzinie odpytywania gdzie, co i jak wypuszczono mnie, a Nicka zatrzymano w areszcie. Policja powiedziała, że nie mają wystarczających dowodów by wytoczyć mu proces karny. Wsiadłam z Mattem do auta i znowu musiałam męczyć się godzinę w jego towarzystwie. Już wiedziałam, że zajęcia z samoobrony nie będą taką przyjemnością jaką mogły by być. Zatrzymaliśmy się na stacji, bo musiałam do toalety, a Matt w tym czasie kupił coś do jedzenia. Dziwne było to że od początku miałam co do niego złe przeczucia, ale postanowiłam do zlekceważyć.
-Nawet nie wiesz jakie to jest okropne…- powiedziałam do Milesa podtrzymując ramieniem telefon, a rękoma siłując się z automatem, który nie chciał wydać mi batonika.
-Nie skończyłaś jeszcze tych przesłucha?- spytał zaskoczony chłopak.
-Skończyłam, ale o wiele gorsze od tego jest przebywanie w jednym aucie z tym świrem- wymamrotałam wyciągając batonik i otwierając go z papierka.
-Niedługo będziesz w moim towarzystwie skarbie więc się nie martw. Zadowolę cię.- szeroko się uśmiechnęłam i pokiwałam z dezaprobatą głową.
-Na twoim miejscu nie liczyła bym na to kotku…- wymamrotała. Ciche postukiwanie piąską w blat rozwiało moje zboczone myśli.
-Możemy się zbierać? Nie chce mi się dłużej czekać- powiedział Matt obracając w dłoni złotą monetę.
-Jasne. Muszę kończyć. Będę za piętnaście minut to wszystko ci opowiem. Pa.-powiedziałam i rozłączyłam się. Pierwszy raz od dłuższego czasu było mi za kimś tak tęskno jak za Milesem. Ostatnio tak bardzo tęskniłam za mamą i tatą gdy zginęli, ale teraz pustkę w moim sercu zapełniali przyjaciele i oczywiście Miles.
***
-Carmen co byś powiedziała na małą imprezkę?- powiedział cicho Miles bawiąc się moimi włosami. Od kiedy powiedziałam, że będę z nim oczy tak ślicznie mu się świeciły. Chciałam by tak było zawsze. Położył głowę na moich kolanach i puścił do mnie oczko.
-Nie przeszło mi jeszcze po…- nie zdążyłam zakończyć, a on już robił minę szczeniaczka.- No dobrze, ale ja będę trzeźwa do końca.- chłopak wykręcił oczami i podnosząc się pocałował mnie.
-Jesteś cudowna. Nie zapomnisz tego wieczoru nigdy-powiedział i uściskał mnie. Coś szykował, a ja zaczynałam się bać. Podrapałam się niezręcznie po głowie gdy do domku wbiegła Alice. Z wielkim bananem na twarzy zepchnęłam Milesa z łóżka i usiadła obok mnie. Uniosłam jedną brew i spojrzałam na nią zaskoczona.
-Miles możesz wyjść? Mamy nasze babskie sprawy.-powiedziałam i wyszczerzyłam się.
-Chętnie posłucham o tych warzysz babskich sprawach.- powiedział z drwiną i usiadł na podłodze.- ,,Ależ on jest słodki… Oj tak. Z tego Matta prawdziwe ciacho…’’- powiedział nieudolnie próbując udawać nasze głosy. Obydwie z Alice wpadłyśmy w głośny śmiech, a po chwili ona podniosła się i wyrzuciła chłopaka za drzwi.
-Teraz opowiadaj.-usiadła obok mnie po turecku i nadal szeroko się uśmiechała. Nie miałam bladego pojęcia co jej się stało.
-Pierw ty powiedz co cię tak raduje.- powiedziałam i oparłam się plecami o ścianę. Dziewczyna wykręciła oczami.
- Menda wpadła do ogniska. Co ty na to?
-Hah… Szkoda, że tego nie widziałam...- powiedziała z uśmiechem. Dziewczyna zrobiła wściekłą minę, rozkazując mi tym samym opowiadać.- No dobrze. Zapytali mnie o całe to zajście na jeziorze, o Nicka i czy mam jakieś dowody. Sądzili na początku, że to była próba samobójcza…- kiedy Alice usłyszała to, aż zachłysnęła się śliną. Cicho się zaśmiałam i pokiwałam twierdząco głową- Też tak zareagowałam.- wzięłam głęboki oddech, by teraz móc zadać jej pytanie.- Wiesz może co kombinuje Miles? Chce zorganizować imprezę.- Alice już otwierała usta by coś powiedzieć, ale zaraz zamknęła je i pokręciła przecząco głową.
***
Szłam wąska drużką co chwile potykając się o jakieś konary. Byłam zaskoczona, że mój chłopak zdecydował się zorganizować imprezę w lesie.  Widząc w oddali jasne światło przyspieszyliśmy. Nareszcie widziałam grunt pod stopami. Na niewielkiej polanie bawiło już się trochę osób. Słysząc muzykę zastanowiłam się jak doprowadzili tu prąd, ale postanowiłam nie zadręczać się tym teraz.  W oddali widziałam Mike i Alice rozmawiającą z Mattem. Mattem?! Co on tu robił?! Jeszcze bardziej wyostrzyłam wzrok i przyjrzałam się Mikemu. Wpatrywał się w instruktora jak w swoją zdobycz. Bałam się, że zaraz skoczy mu do gardła, ale na szczęście powstrzymał się.
-Carmen!- wrzasnął Miles przytulając mnie od tyłu. Wystraszona aż podskoczyłam, a on tylko pocałował mnie w policzek jak gdyby tego nie zauważył.
-Powiesz mi czemu impreza jest w lesie?! I dlaczego wszędzie są liczby osiemnaście?!- spytałam. Przez ten hałas trzeba było krzyczeć by do kogoś dotrzeć. Nagle mnie olśniło. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. W tle cicho zaczął lecieć podkład do piosenki ,,Sto lat’’, a wszyscy zebrani zebrali się w kupie i zaczęli śpiewać. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Jeszcze nikt nie uszczęśliwił mnie tak bardzo. Ich pamięć była największym prezentem, a zwłaszcza, że sama zapomniałam.
-A kto?! Carmen!- krzyknęli wszyscy, a Alice rzuciła mi się na szyję. Płakałam… Zawsze wzruszałam się i tym razem mnie to nie ominęło. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwzajemniłam uścisk.
-Carmen! Chciałam jako pierwsza życzyć ci najlepszego. Masz osiemnaście lat. Wow… Kochana… to ode mnie i Mike. Złożyliśmy się.-powiedziała wręczając mi małe pudełeczko. Spojrzałam na nią sceptycznie i wyjrzałam zza jej ramienia. Mike stał i przypatrywał nam się nadal ze złością w oczach. Nie lubił publicznego okazywania uczuć. Posłałam mu całusa, a Alice jeszcze raz uściskałam. Gdy wszyscy zaczęli wracać do zabawy podeszłam do Milesa.
-To twoja sprawka!- powiedziałam uderzając go lekko w tors.- Dziękuję…- powiedziałam już ciszej i delikatnie go pocałowałam. Ten tylko lekko się uśmiechnął i przyciągnął mnie do siebie.
-Skarbie dla ciebie wszystko…- powiedział i objął mnie w pasie. Nagle w tle usłyszałam piosenkę. Naszą piosenkę. Tę przy której tańczyliśmy pierwszy raz na dyskotece. Mogłam mu to powiedzieć. Byłam na to gotowa…
-Kocham cię…- wyszeptałam mu do ucha i poczułam jak jeszcze mocniej mnie ściska. Po prostu wiedziałam, że się uśmiecha, że jego oczy lśnią.
-Ja ciebie też…




 _______
Od Akwamaryn; Myślę, że jest w porządku. Nie napracowałam się zbytnio nad tym rozdziałem, bo pisałam go szybko puki miałam wenę.  Nadal ją mam i najchętniej napisała bym dalszą część, ale to zostawię Jemi. W piątek zaczęłam ferie więc teraz luzik przez dwa tygodnie;D

sobota, 21 stycznia 2012

[12] -Całe szczęście ,że Carmen cię nie pamięta…To jedyny plus tego wypadku.

                                               Alice…



             Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na grupki nastolatków wracających z ostatnich zajęć. Byłam wręcz pewna ,że Alison wraz z pustakami siedzi na stołówce.
-Alice !-  Krzyczał Mike.- Spokojnie…-Nagle stanęłam i spojrzałam na niego wściekła. Ten też natychmiast przystanął.-No dobra denerwuj się ale przynajmniej zaczekaj.
Pokręciłam głową i wbiegłam do stołówki. Wszyscy na mnie spojrzeli. Nie obchodziło mnie to co mogli sobie o mnie pomyśleć. Nagle zauważyłam ją przy jednym ze stolików. Podeszłam do niego szybkim krokiem i krzyknęłam :
-Czy ty jesteś normalna ?!- Alison podniosła wyżej głowę a na jej twarzy pojawił się uśmiech wyższości.
-To nie ja wbiegam do stołówki i krzyczę jak głupia.- Powiedziała i się zaśmiała a pustaki jej zawtórowały.
-Ale to nie ja próbuje zniszczyć życie przyjaciołom swojej siostry gdy ta leży w szpitalu ! Czy ty mogole choć raz ją odwiedziłaś ?! Czy choć raz pomyślałaś o tym czemu ona tam jest i przez kogo ?!- Darłam się. Nagle uśmiech z jej twarzy zniknął i pojawiła się złość. Do stołówki wszedł Mike.
-To wszystko wasza wina…-Wysyczała.
-A skąd ty to możesz wiedzieć ?! Porzuciłaś przyjaciół i dołączyłaś się do tej zgrai idiotek którym tylko błyszczyk w głowie ! Jesteś naprawdę aż tak ślepa czy po prostu głupia ?-Wszyscy zebrani którzy nas obserwowali wydali z siebie odgłos zdumienia. Alison podeszła do mnie z gniewną miną. Gdyby mogła najprawdopodobniej by mnie zabiła spojrzeniem. Mike podszedł do mnie ,żeby mnie obronić przed blondynką jednak ja zatrzymałam go ręką.
-Ty nic nie wiesz…Nie wiesz co przeżywałam…Nikt z nich niczego nie zauważył bo pojawiłaś się ty i twój cholerny brat ! Nagle mnie od siebie odsunęliście !- Krzyknęła.
-To ty się od nas odsunęłaś ! I to wcale nie jest powód ,żeby być taką zimną suką !! Wystarczyło ze mną porozmawiać !- Mike spojrzał na mnie zaskoczony.
-Nie mam o czym z tobą rozmawiać…Jesteś zwykłą nadętą dziwką która pojawia się tam gdzie jej nie chcą.- Wysyczała patrząc mi prosto w oczy. Na jej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Nagle się we mnie zagotowało.
-Całe szczęście ,że Carmen cię nie pamięta…To jedyny plus tego wypadku.- Powiedział niespodziewanie Mike.- Nie warto nawet na ciebie tracić czasu. Zmieniłaś się nie do poznania…-Mruknął.
Chłopak złapał mnie za rękę i już mieliśmy wyjść gdy nagle usłyszałam głośny śmiech Alison.
-Jesteś największym pozerem na świecie ! A ona pustą wariatką…jesteście naprawdę siebie warci.-Nagle przystanęłam. Już chciałam zawrócić i porządnie przywalić tej idiotce ale Mike złapał mnie mocniej za rękę i szepnął.
-Nie warto…Będziemy mieli większe problemy.- Przytaknęłam mu i ze smutkiem wyszłam ze stołówki.
To okropne jak człowiek potrafi się zmienić przez tłamszoną w sobie nienawiść i rujnować przy tym życie swoim najbliższym…
-I co teraz ?- Zapytałam patrząc w czekoladowe oczy chłopaka.
-Nic, co zrobi to zrobi…straciliśmy ją.- Mruknął spoglądając przed siebie. Przytuliłam się do jego ramienia. Wiedziałam ,że to dla niego trudne w końcu do niedawna była to jego jedna z najlepszych przyjaciółek. Westchnęłam…


                                              ***


   
    Mocno wcisnęłam jeden z guzików. Po chwili z cichym trzaskiem do uchwytu wpadł papierowy kubeczek a do niego zaczął napływać brązowy płyn.
-Tak…poszli rozmawiać.- Odparłam mocniej przyciskając telefon do ucha.
-A jak z pamięcią Carmen ?- Zapytał Mike. Westchnęłam.
-Tak właściwie nie miałam okazji z nią o tym porozmawiać…Jak będę coś wiedziała to dam ci znać.- Maszyna zaczęła piszczeć. Ostrożnie wyjęłam z uchwytu gorącą czekoladę i wzięłam łyka.
-Najbardziej w tym wszystkim wkurza mnie to ,że nie mogę tam z nią być. W końcu znamy się od pieluchy.- Mi też go było szkoda. Widać było ,że cierpiał…on tak bardzo chciał być przy czarnulce i jej jakoś pomóc. Jednak ,żeby wyjechać z obozu trzeba mieć pozwolenie od rodziców…Mike takiego nie uzyskał. Chłopak westchnął.- Kiedy wracacie ?
-Nie wiem… a coś się stało ?- Zapytałam nieco przestraszona.
-Nie głuptasie…tęsknie za tobą.- Nagle na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Głupku ty…przestraszyłeś mnie. Ja za tobą też tęsknie. Przyjedziemy jak najszybciej.- W oddali usłyszałam szybki bieg.- Muszę kończyć.- Powiedziałam szybko i schowałam telefon. Zerknęłam na zakaz używania komórek na ścianie i się do siebie wyszczerzyłam.
Nagle w oddali zauważyłam rysującą się sylwetkę Carmen. Przestraszona patrzyłam jak do mnie podbiega. Gdy była już blisko mnie rzuciła mi się na szyję i powiedziała:
-Pamiętam…- Delikatnie ją objęłam w szoku.
-Ale…ale…-Zaczęłam się jąkać a ta się zaśmiała.
-Nie wszystko…wczoraj przypomniałam sobie ciebie a dziś Milesa.- Z wielkim uśmiechem mocniej ją przytuliłam.- Chce wracać na obóz.- Powiedziała pewnie.


                                                  ***


    Gdy wjechaliśmy na parking uśmiechnęłam się na widok czekającego już na nas Mike. Wyszłam z samochodu i do niego podbiegłam. Pocałowałam go i wskazałam na idącą za rękę parę.
-Carmen…-Szepnął Mike. Dziewczyna wytężyła wzrok i mu się przyjrzała. Po chwili ja jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Mike !- Krzyknęła i go szybko przytuliła. Spojrzałam na Milesa. W końcu był naprawdę szczęśliwy.
    Dzień wolno mijał. Słońce niemiłosiernie grzało a niebo było niezwykle czyste. Wszyscy siedzieliśmy na mostku i rozmawialiśmy.
-No więc…mam rozumieć ,że w końcu jesteście razem ?- Zapytała czarnulka wskazując na mnie i Mike.
-Jak w końcu ?!- Zapytałam śmiejąc się.
-On się w tobie kochał od samego początku.- Powiedziała dziewczyna a Mike spojrzał na nią cynicznie.
-I zwierzaj się tu komuś…-Powiedział kręcąc głową na co wybuchliśmy śmiechem. Pocałowałam bruneta i się do niego uśmiechnęłam.
-To wy jesteście w końcu razem…-Powiedziałam patrząc na przytuloną parę. Miles się wyszczerzył a Carmen zarumieniła. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi.
Siedzieliśmy tak śmiejąc się jakby nic się nie wydarzyło. Tak jakby Carmen nigdy nie była o włos od śmierci.
-Carmen…bo my nigdy nie pytaliśmy. Ale może pamiętasz kto ci to zrobił ?- Zapytałam nieśmiało gdy nastała chwila ciszy. Czarnulka spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami i mruknęła tylko :
-Nick…
-Co ?!- Krzyknęliśmy w trójkę równocześnie.
-Musisz to zgłosić gdy jutro pojedziesz na to przesłuchanie !- Powiedział ostro Mike.
-Po co ? Ja mogę dziś zabić gnoja…-Warknął Miles. Zaczęli mówić między sobą co mu zrobią.
-Uspokójcie się !- Krzyknęłam. Spojrzeli na mnie.- Carmen sama zdecyduje czy chce powiedzieć policji jak to się stało czy też nie a wy przestańcie się wygłupiać !-Krzyknęłam patrząc ostano na chłopaków.- A tobie radziłabym to wszystko przemyśleć i powiedzieć prawdę.-Dodałam spoglądając na dziewczynę.
-Dopiero tu wróciłam…nie chcę o tym na razie myśleć.- Wszyscy się zgodzili.
-Wiecie ,że dziś ognisko ?- Zapytał Mike.
-Zupełnie zapomniałam…-Mruknęłam.
-Idziemy ?- Powiedział Miles patrząc na Carmen.
-Tak czemu nie.- Odparła.


                                                     ***


    Siedzieliśmy na długich balach drewna wesoło się śmiejąc. Mike zdjął z patyka upieczoną piankę i zapytał :
-Chcesz trochę mała ?- Wzięłam niewielkiego gryza a Carmen jęknęła. Spojrzałam na nią przestraszona.
-Ale wy jesteście słodcy…-Nagle ryknęłam śmiechem. Miles w końcu wrócił z ciepłą bluzą dla czarnulki i okrył nią dziewczynę.
-Mogę prosić o chwilę uwagi ?!- Krzyknął dyrektor obozu. Wszyscy skierowali na niego swój wzrok.- Dziękuję. A więc chcę wam tylko ogłosić ,iż zatrudniliśmy nowego instruktora.- Po chwili z cienia wyszedł przystojny blondyn o niebieskich oczach i zabójczo się uśmiechnął.- Będzie was nauczał samoobrony. Zajęcia będą odbywać się co dwa dni. Jutro kajaki a we wtorek samoobrona. Możecie wracać do swoich zajęć.- Miałam wrażenie ,że mężczyzna ciągle patrzył na mnie. Odwzajemniłam uśmiech a on puścił mi oczko. Czy ja z nim flirtowałam ?




________
Tu moi kochani macie zdjęcie Matta (nowego instruktora) Kliknij ;)

Od Jemi : Rozdział wydaje mi się być w porządku :) Mam nadzieję ,że wam się spodobał :D Wprowadzam nową postać o której Akwamaryna jeszcze nic nie wie więc cicho :P hahaha :D Myślę ,że teraz akcja odrobinkę zwolni ale spokojnie :) Nie będziecie się nudzić ;)

piątek, 13 stycznia 2012

[11]-Pamiętam...-wyszeptałam i położyłam swoje dłonie na jego policzkach.

                                                                  Carmen
            -Poznałaś nas na obozie sportowym… zdarzyło się to w dość niezwykły sposób.-słuchałam z zapartym tchem opowieści dziewczyny o naszym poznaniu. W głowie nadal miałam czarną dziurę, ale w tamtej chwili zapomniałam o tym. Czułam jak usta układają mi się w szeroki uśmiech. Nawet przez chwilę widziałam tę scenę oczyma wyobraźni, ale po chwili… wszystko znikło tak nagle jak się pojawiło.
-Przykro mi… ale nic mi to nie mówi.  Jak masz na imię?- spytałam zerkając to na nią to na chłopaka imieniem Miles.
-Alice…- powiedziała cicho dziewczyna, a ja przyjrzałam się jej uważnie. Czułam, że skądś ją znam. Cały czas czułam na sobie spojrzenie Milesa, mimo to jednak nie odrywałam wzroku od dziewczyny. Była to niewysoka brunetka z grzywką opadającą na czoło. Oczy miała czekoladowe i smutne. Wpatrywała się we mnie z nadzieją, a ja nadal nie mogłam jej sobie przypomnieć. Nagle do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna i powiedział:
-Alice, Miles, chodźcie na zewnątrz.-  rodzeństwo posłusznie wyszło, a po chwili do mojego pokoju wróciła Alice z smutną miną.
-Musimy wracać na obóz. Jutro wpadniemy do ciebie z Milesem, no i pewnie przyjadą twoi rodzice- ja tylko przytaknęłam krótko, a dziewczyna mnie przytuliła. Mimo, że jej nie znałam wiązała mnie z nią niewidzialna więź.
-Alice musimy iść…- powiedział cicho Miles wyglądając przez drzwi. Już po chwili obydwoje wyszli z szpitala, a ja zostałam tu całkiem sama. Nie miałam nawet wspomnień, by porozmyślać o swoim życiu.
***
Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w gwiaździste niebo. Dochodziła godzina dwudziesta czwarta, a ja nadal daremnie próbowałam przywołać wspomnienia. Ale jedyne co udało mi się wywołać to burczenie brzucha.
-Tak bardzo chciała bym ich pamiętać…- wymamrotałam i zeszłam z parapetu. Stanęłam przy moim stoliku nocnym i złapałam za komórkę. Może miałam tam jakieś sms od przyjaciół. Chwytałam się już każdej deski ratunku.  Skrzynka odbiorcza była jednak pusta tak samo jak nadawcza. Położyłam się w łóżku i nakryłam kołdrą po sam czubek głowy. Już po chwili zapadłam w głęboki sen.
     Obudziłam się z krzykiem i ukryłam twarz w dłoniach. Po moich policzkach spływały łzy bólu. Przed oczami nadal miałam tę straszną scenę, która rozegrała się przed naszym domkiem. Pamiętam jak wymawiałam imię Nick, a chłopak szarpał się ze mną i próbował rozpiąć zamek od mojej sukienki. Nagle poczułam pod sobą ciepły tors i dłoń, która ocierała mi łzy. Ten sen świadczył tylko o jednym. Przeżyłam wiele strasznego, a to na pewno nie był koniec.
-Skarbie… To tylko zły sen- szeptał obcy mężczyzna po trzydziestce. Odskoczyłam gwałtownie i stanęłam  na nogach. Jednak miałam je jak z waty i nie mogłam się utrzymać. Od upadku uchroniła mnie niewysoka kobieta.
-Daniel przecież lekarz mówił, że niczego nie pamięta-oburzyła się kobieta i pomogła mi dojść do metalowego łóżka szpitalnego.- Jesteśmy twoimi rodzicami kochanie. Jestem Rebecca, a to…-powiedziała wskazując na mężczyznę w którego objęciach przed chwilą byłam-… twój ojciec.
-Moi rodzice nie żyją- powiedziałam odgarniając pukiel moich włosów za ucho.
-Wiemy… Jesteśmy twoimi przybranymi rodzicami. Nie mogliśmy szybciej wrócić z Grecji.- nagle w mojej głowie pojawiła się nowa scena. Na kalendarzu zaznaczona była data  ,,30 czerwiec’’ Za kuchennym blatem siedziała Rebecca i pakowała do jednorazowych torebek kanapki. Po chwili do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna, pocałował mnie w czubek głowy, a za sobą ciągnął walizkę. W tym właśnie momencie wróciłam do teraźniejszości.
-Wyjechaliście do Grecji…- powiedziałam bardziej do siebie niż do nich. Kobieta przytaknęła i spróbowała mnie przytulić, ale ja wstałam z łóżka i spojrzałam im prosto w oczy.-Zostawiliście mnie i  wyjechaliście sobie na wakacje do ciepłych krajów!- wykrzyczałam im prosto w twarz i wyszła z pokoju. Przy wejściu otarłam się o jakiegoś chłopaka, ale nie zwracając na niego uwagi weszłam do łazienki. Nagle poczułam się niedobrze. Chciało mi się płakać i nie umiałam się powstrzymać. Oparłam się o umywalkę i wlepiłam wzrok w lustro. Naprzeciw mnie stała szatynka z zapłakanymi oczyma. Włosy miała w nieładzie, a pod jej czarnymi jak węgle oczyma widać było cienie.  Od kiedy tu przyjechałam chciało mi się płakać, czułam się coraz gorzej i pamiętałam tylko te niemiłe rzeczy.

-Carmen. Otwórz proszę…- usłyszałam ciepły głos Alice.- Proszę…- wyszeptała i chwyciła za klamkę.  Otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się do niej przez łzy.
-Otwarte są cały czas. To szpitalna łazienka-powiedziałam i usiadłam pod ścianą. Dziewczyna usiadła koło mnie i przytuliła. W jej ramionach było mi o wiele lepiej, niż przybranego ojca.- Skąd wiedziałaś że tu jestem?- spytałam biorąc chusteczkę, którą Alice mi podała.
-Kobieca intuicja?- powiedziała z uśmiechem. Zmrużyłam oczy i otarłam policzki.- No…Miles mi powiedział. Sam chciał tu wejść, ale w końcu to damska toaleta- czyli to na niego wpadłam na korytarzu.
-Chodźmy stąd. Nie fajnie tu pachnie-powiedziałam i podniosłam się.
-Dobrze, że też tak sądzisz. Powinni tu porządnie posprzątać.-powiedziała dziewczyna i pomachała dłonią sobie przed nosem. Wyszłyśmy, a przed drzwiami stał oparty o ścianę Miles.
-Wszystko gra?- spytał patrząc mi głęboko w oczy. Poczułam na ciele miły dreszczyk. Jeszcze nikt nie patrzył na mnie TAK jak on. Nikt nie mówił TAK troskliwym głosem w moim kierunku.
-Tak. Już wszystko jest w porządku-powiedziałam i już miałam iść do pokoju, ale Miles złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
-Porozmawiamy.-nie było to pytanie, więc nie odpowiedziała tylko ruszyłam w stronę poczekalni. Szliśmy chwilę w ciszy. Gdy chłopak otwierał usta i ja je otwierałam. Jak byśmy nie wiedzieli kto ma zacząć.-Carmen pamiętasz już coś?- spytał siadając na jednym z foteli. Przytaknęłam. Nie lubiłam kłamać, a chyba miałam prawo wiedzieć co tam się wydarzyło tak do końca. Usiadłam na drugim fotelu i podkuliłam kolana pod samą brodę. Dopiero po chwili zobaczyłam, że poczekalnia jest całkiem pusta, a przecież to szpital. Powinno być tu od groma ludzi.
-Dzisiaj w nocy…- zaczęłam cicho.- Przyśnił mi się Nick. Ta scena przed moim i Alice domkiem… Widziałam, że stałeś z boku i patrzałeś. Możesz mi powiedzieć czy…- w tym momencie zawahałam się.
-Czy?- spytał niecierpliwie. Chłopak był naprawdę przystojny i zastanawiało mnie to, że akurat ze mną się przyjaźnił.
-Możesz mi powiedzieć czy… tam stało się coś więcej? On mi coś zrobił?- spytałam zagryzając dolną wargę. Chłopak otworzył szerzej oczy, ale zaraz jego twarz przybrała stary wyraz. Podniósł się i przykucnął przed moim fotelem. Wziął moje ręce w swoje dłonie i położył je sobie na policzkach. Na chwilę moje ciało zamarło, a ja nie mogłam się ruszyć. Czułam na swojej skórze pulsowanie jego krwi.
-Nic się nie stało. Byłem tam, nie pozwolił bym cię skrzywdzić… Nigdy…- z niewiadomych powodów po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Miles otarł ją szybko i przybliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta dzieliły od siebie centymetry, ale widziałam, że bał się mnie pocałować. Bał się zrobić to pierwszy, ja również. Po chwili czułam jak obejmuje mnie i delikatnie całuje. Cały czas miałam nadzieję, że jakieś wspomnienie wróci, ale w mojej głowie panowała pustka. Mimo to, było cudownie. Pomiędzy pocałunkami uśmiechnęłam się delikatnie i wplotłam dłonie w jego włosy. Chłopak całował mnie coraz namiętniej, aż nagle przed oczyma wyskoczył mi pojedynczy obraz. Scena jak stałam na podeście i Miles mnie całował, później jego nieudana próba pocałunku przed drzwiami naszego domku, kłótnia na werandzie i to jak pływałam po jeziorze. Szybko się od niego oderwałam i szeroko uśmiechnęłam. Na reszcie pamiętałam. Może nie wszystko, ale przynajmniej większą część.
-Pamiętam… -wyszeptałam i położyłam swoje dłonie na jego policzkach. –Hah…pamiętam!- wykrzyczałam i wskoczyłam na fotel.
-Carmen ostrożnie! Jesteś jeszcze słaba.-powiedział Miles z aprobatą, ale nie dało się ukryć, że się cieszył. Szeroko się uśmiechnął i podał mi swoją dłoń, by było mi łatwiej zejść.
-Muszę powiedzieć Alice!- krzyknęłam i przebiegłam przez cały korytarz. Wbiegłam do siebie do pokoju, ale widząc tam tylko rozmawiających rodziców pobiegłam dalej.

________

Od Akwamaryn:  Zmieniłam nazwę jak widzicie ;D Mam nadzieję, że nie zmieni to waszego nastawienia. Co do rozdziału to może być. Nie jest zły, ale zawsze może być lepiej. No i jestem na was fochnięta! Pod moim rozdziałem było tylko 5 komentarzy! Oczywiście żartuję ;D

Od Jemi : Co do komentarzy to zgadzam się w pewnym sensie z Olą...Przykro mi to mówić ale mam wrażenie ,że jest was coraz mniej. Muszę też przyznać ,że nie pisze tylko i wyłącznie dla swojej przyjemności (oczywiście też) bo gdyby tak było rozdziały by się pojawiały co dwa a może nawet trzy tygodnie...a one pojawiają się co tydzień DLA WAS :) Myślę ,że Olka mnie popiera w tej sprawie...A więc stwierdzam ,że wcześniej przeciętnie było około 8 komentarzy teraz jest ich zaledwie 5...Gdy się je czyta zawsze robi się ciepło na sercu i ma się ochotę pisać ! Bo dla was to niewiele słów a dla nas ogromne duchowe wsparcie :) Nie zapominajcie o tym ,że was naprawdę kochamy ! :D Ale należy wam się bura za lenistwo :P Tak więc pod tym rozdziałem chce widzieć przynajmniej 8 komentarzy :) Pokażcie Akwamarynie ,że świetnie pisze !!! :D:D:D 

czwartek, 5 stycznia 2012

[10] -Idę do tej szmaty! Miarka się przebrała!

                                                                Alice…


            Stojąc przy automacie z napojami zaczęłam sobie wyrzucać,że zrealizowaliśmy ten głupi plan myśląc tylko o tym, aby nas nie wyrzucili…czy choć raz wzięłam pod uwagę fakt,że Carmen może się coś stać? A gdybym wtedy przy domku jej nie pozwoliła pójść nad to cholerne jezioro tylko wymagała wyjawienia całej prawdy?
Nie zrobiłam tego…a czemu? Bo uznałam,że to może poczekać. Zdenerwowana kopnęłam automat, aby się pośpieszył. Po chwili oparłam głowę na jednej ze ścianek urządzenia. To wszystko moja wina…Myślałam tylko i wyłącznie o swoim szczęściu tak jakby problemy innych się nie liczyły.
Z maszyny dochodził cichy pisk.
Wyjęłam z rączki gruby papierowy kubeczek i udałam się do sali, w której znajdowała się Carmen.
Delikatnie nacisnęłam na klamkę a drzwi ustąpiły. Cały pokój był biały wyróżniały się jedynie czarne włosy dziewczyny. Cicho westchnęłam widząc Milesa ciągle w tej samej pozycji, trzymającego w uścisku jej bladą dłoń. Spojrzałam na twarz przyjaciółki. Powoli wracał na nią kolor, jednak nadal była bardzo jasna.
Szybko zaczęły wracać wszystkie wspomnienia…
Zdenerwowany głos Milesa, gdy opowiadał mi, co się wydarzyło. Moje wytłumaczenia, co do słuszności stwierdzenia, Carmen iż Alison kłamie. Szybki bieg, aby odszukać dziewczynę. Okropny strach, Milesa gdy zauważył Nicka wypływającego na brzeg. Kłótnia chłopaków. I te same czarne włosy delikatnie unoszące się na powierzchni jeziora. Mój krzyk oraz szybka reakcja bruneta. Przerażenie w oczach chłopaka wyciągającego na brzeg drobne ciało nastolatki. Jeszcze nigdy nie widziałam by czymś się tak przejął…jakby jego sens życia miał zniknąć i nigdy nie wrócić. A potem już tylko światła karetki, nosze, na których leżała blada czarnulka, grupka ludzi, która zebrała się, aby zobaczyć, co się stało i ciepłe ramiona Mike.
Przymknęłam oczy próbując wymazać te wspomnienia z pamięci. Wzięłam głęboki oddech i podałam Milesowi kawę.
-Musisz przynajmniej coś wypić…nie jadłeś nic prawie od dwóch dni.- Chłopak wziął kubek nie odrywając wzroku od Carmen i siedział w ciszy.- Musisz się wyspać…Jedź z dyrektorem przynajmniej na kilka godzin do obozu, aby wypocząć…to ci nie zaszkodzi.- Odwrócił się szybko i gniewnie na mnie spojrzał.
-Nie zaszkodzi?! Ona jest już prawie dwa dni w śpiączce!- Ryknął.- A wiesz, czemu? Bo jestem totalnym kretynem i uwierzyłem Alison nie pozwalając jej nawet na jakiekolwiek wytłumaczenia!- To mnie zabolało…jeszcze nigdy na mnie tak nie krzyczał. W moich oczach zebrały się łzy.-Przepraszam…-Mruknął widząc moją minę.
-Mi też nie jest wcale łatwo…Rozumiem cię, ale tym siedzeniem tutaj nic nie zdziałasz tylko osłabisz organizm.
-Nie…nie mogę tego zrobić. Gdy się tylko obudzi muszę ją przeprosić.- Szepnął znowu odwracając się w stronę śpiącej dziewczyny. Westchnęłam.
-To w takim razie pójdę po coś do jedzenia.- Odparłam a ten mi przytaknął.
            Po chwili wróciłam z dużą taca jedzenia nie spodziewając się żadnych zmian. Jednak, gdy zauważyłam otwarte oczy Carmen na moją twarz wstąpił uśmiech. Postanowiłam na samym początku pomóc Milesowi i mruknęłam:
- Miles całą noc przy tobie siedział.- Spojrzałam znacząco na chłopaka podchodząc bliżej. Gdy odkładałam na szafkę (znajdującą się obok łóżka czarnulki) tace z jedzeniem delikatni zmarszczyła czoło wpatrując się w Milesa.
-, Kto to Miles?- Zapytała a ja zerknęłam na nią szybko będąc w szoku.- I kim ty jesteś?
-Idę po lekarza.- Powiedziałam wychodząc z pomieszczenia. Biegnąc przez korytarz błagałam tylko o to abym się pomyliła.
            Poproszono nas o wyjście z Sali, w której znajdowała się Carmen. Siedziałam z Milesem pod ścianą trzymając się za ręce. Słychać było tylko nasze oddechy. Po chwili drzwi się otworzyły a my wstaliśmy z podłogi jak oparzeni.
-Mam rozumieć,że rodziców dziewczynki nadal nie ma?- Zapytał. Przytaknęliśmy. Rodzice Carmen i Alison byli obecnie w Grecji jednak nie mogli przylecieć w ten sam dzień, w którym zdarzył się wypadek. Pojawią się dopiero jutro. Lekarz westchnął.
-Carmen była za długo pod wodą…jej mózg był zbyt długo pozbawiony tlenu…straciła pamięć.- Patrzyłam w ogromnym szoku na doktora Granger. Czułam ogromną pustkę. Po chwili zorientowałam się,że Miles tak mocno ścisnął moją dłoń,że przestałam ją czuć. Delikatnie go popchnęłam a ten szybko zwolnił uścisk i cicho mnie przeprosił.
-Na zawsze?- Zapytałam.
-Tego nigdy nie wiadomo. To wszystko okaże się z czasem… Jedyne, co pamięta to chwile z wypadku i mały fragment z poprzedniego pobytu w szpitalu w czasie dzieciństwa. Pamięć może wrócić z czasem…
-…ale nie musi.- Dokończył cicho Miles.
-Ma pan racje, myślę jednak,że wszystko jest na dobrej drodze. Carmen pamięta niewiele jednak po obudzeniu się wywnioskowała,że znajduje się w szpitalu, w którym jako dziecko często przebywała,…co znaczy,że wspomnienie wróciło.- Poruszyłam głową na znak zgody.
-Dziękujemy…-Szepnął brunet, po czym doktor odszedł z cieniem uśmiechu. Spojrzeliśmy na siebie równocześnie z Milesem.
-Chodźmy do niej.- Powiedziałam. Powoli nadusiłam na klamkę a drzwi delikatnie się uchyliły. Uśmiechnęłam się do siedzącej na łóżku czarnulki.
-Wejdźcie.- Powiedziała wyraźnie. Weszliśmy do Sali. Usiadłam na krześle niedaleko niej a Miles stanął za mną.- Doktor Granger powiedział mi,że utraciłam pamięć…-Tu zrobiła przerwę.- Nie pamiętam, czemu się tu znalazłam ani kim jesteście…wiem od lekarza tylko tyle,że się przyjaźnimy.- Dodała szeptem.- Chciałabym o was sobie przypomnieć.
-Poznałaś nas na obozie sportowym…zdarzyło się to w dość niezwykły sposób.-Uśmiechnęłam się na wspomnienie o tamtym dniu.- Miles…-Wskazałam na brata stojącego za moimi plecami.-…Uciekał przede mną, ponieważ byłam na niego bardzo zła. Pobiegł na mostek, na którym stałaś ty, wtedy jeszcze się nie znaliśmy…W każdym bądź razie wpadłaś razem z nim do jeziora, potem okazało się,że mieszkamy w jednym domku. I tak oto się poznaliśmy…wszystko zaczęło się od niczego.
Na jej twarz wstąpił uśmiech tak jakby przypomniała sobie zupełnie wszystko i chciała nam skoczyć na ramiona, po chwili jej uśmiech jednak zgasł.
-Przykro mi…ale nic mi to nie mówi.- Nagle spochmurniałam.- Jak masz na imię?
-Alice…- Zauważyłam w jej oczach pewien błysk, który trwał niecałą sekundę. Zaczęła się dokładnie mi przypatrywać jakby mnie pamiętała, ale dokładnie nie wiedziała, dlaczego. Po chwili spuściła smutnie głowę. Nagle po pokoju rozniósł się dźwięk pukania. Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku drzwi, w których ukazał się dyrektor obozu.
-Alice, Miles, chodźcie na zewnątrz.- Powiedział krótko. Gdy już staliśmy na korytarzu dodał.- Muszę wracać na obóz…później nie będę miał czasu przyjechać. Jedziemy.- Dodał.
-Chciałbym przy niej zostać.-Odparł szybko Miles. Spojrzałam na niego zła.
-Przykro mi, ale nie mogę ci na to pozwolić drugą noc z rzędu, wracasz z nami. Jutro z rana będę mógł cię podrzucić, bo jadę po rodziców Carmen na lotnisko.- Chłopak niechętnie przytaknął. Spojrzałam w kierunku drzwi i poszłam pożegnać się z przyjaciółką.



                                                                 ***


            Gdy samochód stanął podziękowałam dyrektorowi obozu i chwile poczekałam na Milesa, który ustalał, o której godzinie jutro wyruszą. Gdy w końcu do mnie dołączył mruknęłam:
-Chcesz pobyć sam czy wolisz gdzieś iść?
-Wolę sam…muszę przemyśleć parę spraw.- Nagle gwałtownie się zatrzymał a ja równocześnie z nim. Spojrzałam na niego dziwnie jednak on niczym się nie przejmując podszedł do mnie i mocno objął.- Dziękuję…nikt mnie nie rozumie jak ty.- Szepnął opierając policzek o moją głowę. Odwzajemniłam uścisk i odparłam.
-Nie ma, za co.- Gdy się od siebie odsunęliśmy posłał mi swój braterski uśmiech i odszedł. W tym momencie przestałam się o niego bać.
            Leżałam na łóżku patrząc w czekoladowe oczy chłopaka.
-Pamięta tylko swój pobyt w szpitalu w czasach dzieciństwa.- Odparłam.- Gdy siedziałam przy niej i opowiadałam o naszym spotkaniu miałam dziwne wrażenie, że mnie sobie przypomniała…
-Może tak było…Jestem pewny,że lekarz miał racje, Carmen odzyska pamięć. Nie ma, co się martwić.- Powiedział całując mnie w czoło. Nagle spochmurniał.
-Co jest?- Zapytałam.
-Dziś była u mnie Alison i mówiła…a raczej wykrzyczała,że to wszystko nasza wina, no wiesz…ten wypadek Carmen…i zamierza opowiedzieć o tym jak szantażowaliśmy Nicka tylko po to, aby nam się upiekło…a to jest już karalne…- Spojrzałam na niego zaskoczona. W moim sercu zapanowało przerażenie jednak po chwili dołączył do niego narastający gniew.
-Idę do tej szmaty! Miarka się przebrała!- Wydarłam się. Wyrwałam się z uścisku Mike i wybiegłam z domku a on pobiegł za mną.


____
Od Jemi : Co do rozdziału...Trochę nudnawy ale na koniec się rozkręca :D Mam nadzieję ,że mimo to przypadnie wam do gustu :) No to chyba tyle na temat moich wypocin...taaaaaa dzisiaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia :P Następny pisze Olka :*:*:*