sobota, 21 kwietnia 2012

[24] Tak postępują prawdziwi przyjaciele…


                                                             Alice…


            Patrzyłam przed siebie niewidomym wzrokiem. Znowu tu trafiłam…i znowu z tego samego powodu. Białe ściany mnie przytłaczały. Naprzeciwko mnie na krześle siedział Mike, patrząc tępo na podłogę. Miles chodził w tą i powrotem po korytarzu. Był okropnie zmartwiony. Rodzice poszli załatwiać ostatnie papiery. Siedziałam pod ścianą gdy nagle daleko na samym początku korytarza pojawiła się jakaś postać. Na początku  ją zignorowałam ale gdy stanęła przede mną szybko się podniosłam zaszokowana.
-Alison…?- Zapytałam jakbym nie była pewna ,że to ona. Była ostatnią osobą której się tu spodziewałam.
-Wiem…wiem ,że strasznie zawaliłam. Po prostu wszystko.- Powiedziała cicho patrząc na własne buty. Nawet Miles się zatrzymał w miejscu i patrzył na nią zdziwiony.- Niektórych z was zawiodłam…-Tu spojrzała na Mike.- Innych znienawidziłam z zazdrości…- W tym momencie zerknęła na mnie.- Kolejnych wkopałam w niezłe gówno…-Mruknęła w stronę Milesa.- A jeszcze innych…potraktowałam w najgorszy możliwy sposób i opuściłam wtedy kiedy mnie najbardziej potrzebowali…-Szepnęła cicho płacząc. Wszyscy wiedzieliśmy ,że mówiła o Carmen.
-Alison…-Szepnęłam. Przerwała mi gestem ręki.
-Proszę pozwól mi skończyć. Zdaje sobie sprawę ,że zachowałam się jak szmata i nawet nie proszę o to abyście mi wybaczyli bo wiem ,że każdego z was strasznie zraniłam…ale chce żebyście wiedzieli ,że okropnie żałuje tego co zrobiłam.- Wszyscy patrzyli na nią w ciszy. Nikt się tego nie spodziewał. Blondynka stała cicho płacząc.
-Wybaczamy ci.- Powiedziałam stanowczo. Dziewczyna podniosła zapłakane oczy i na mnie spojrzała z nadzieją.
-Naprawdę ?- Przytaknęłam.
-W naszym domu…-Powiedział Miles kładąc mi rękę na ramieniu.-…nauczono nas ,że każdy popełnia błędy. Bo jesteśmy przecież tylko ludźmi.-Alison spojrzała na nas z wdzięcznością i wielką ulgą. Odwróciła się w stronę Mike. Chłopak po prostu wstał i ją przytulił szepcząc.
-Dobrze ,że wróciłaś…- Zrobiło mi się cieplej na sercu…Carmen potrzebowała teraz wsparcia jak nigdy. Alison wróciła w odpowiednim momencie.
-A teraz proszę was powiedzcie mi co się dzieje z Car bo rodzice raczej nie przekazali mi zbyt szczegółowej wiadomości.- Powiedziała ze smutkiem ale i złością.
-My sami jeszcze nic nie wiemy…-Mruknął Mike. Miles patrzył na nią badawczo.
-Kiedy oni tu będą ?- Zapytał. Nagle zdałam sobie sprawę ,że Carmen od ostatniego czasu się z nimi nawet nie kontaktuje. Mike opuścił głowę.
-Nie przyjadą.- Szepnęła z goryczą blondynka. Moja reakcja była natychmiastowa.
-Co ? Dlaczego ?- Alison spojrzała na Mike który patrzył na swoje buty.
-Nie powiedzieliście im ?-Zapytała zdziwiona. Brunet pokręcił wolno głową.- Oni ją wyrzucili z domu. Uważają ,że mają już tylko jedną córkę…ale chyba i to nie jest prawdą. Gdy usłyszeli ,że chce jechać do szpitala kazali mi wybierać…więc się spakowałam.
Razem z Milesem patrzyliśmy na nią w szoku dobre kilka minut. Nie mogłam zrozumieć jak można być tak bezlitosnym… Dopiero wtedy zrozumiałam dlaczego Carmen nam o tym nie powiedziała. Zerknęłam na Milesa. On też nie był zły… W tym stanie zastali nas rodzice którzy pojawili się nagle na korytarzu.
-Wszystko w porządku ?- Zapytał tata patrząc na nasze miny.- Co z Carmen ?
-Jeszcze nic nie wiadomo…ale chciałabym wam kogoś przedstawić. Mamo , tato , to Alison. Alison to moi rodzice.- Dziewczyna nieśmiało podała ręce stojącej obok parze. Widząc nieco zdziwiony wyraz twarzy mamy szybko dodałam.- Alison jest siostrą bliźniaczką Carmen.
-Bardzo się cieszę ,że mam okazję cię poznać. Przykro mi ,że w takim momencie…- Powiedziała smutna. Alison blado się do niej uśmiechnęła.
Nagle z sali pod którą czekaliśmy wyszedł lekarz. Miles w sekundę znalazł się obok niego.
-Co z nią ?
-Jej stan jest już stabilny. Niestety…Jest w zagrożonej ciąży.- Nagle wokoło zapanowała cisza.- Sądzę ,że to nie oznacza od razu jednoznacznego końca. Pacjentka musi na siebie bardzo uważać i przyjeżdżać do szpitala na cotygodniową kontrolę.
Każdy z nas odetchnął z ulgą.
-Czy Carmen może jeszcze dziś wrócić do domu ?- Zapytał Mike.
-Tak. Jednak musimy wykonać dodatkowe badania. To może potrwać jeszcze jakieś dwie godziny. Teraz można do niej zajrzeć. Jednak proszę nie więcej niż cztery osoby na raz.- Wszyscy przytaknęli. Na samym początku weszli do niej rodzice bo musieli iść jeszcze coś podpisać. Ich wizyta nie trwała zbyt długo. Gdy nadszedł nasz czas pokrzepiająco uśmiechnęłam się do blondynki i wszyscy weszliśmy do sali.
-Kochanie…tak się martwiłem.-Powiedział Miles całując ją w czoło.
-Zrób mi to jeszcze raz a cię zabije.- Mruknęłam uśmiechając się do czarnulki ciepło.
-Tak się cieszę ,że was widzę…-Oznajmiła Carmen ściskając dłoń Mike. Nagle zamarła.- Alison…-Szepnęła z uśmiechem widząc  blondynkę.
-My was zostawimy. Porozmawiajcie sobie.- Powiedział Mike po czym nasza trójka posłusznie wyszła z pomieszczenia.  
            Wracaliśmy do domu jadąc dwoma samochodami. Rodzice , Mike i Miles jechali przed nami a ja bliźniaczki i Dereck ,który po nas przyjechał, zaraz za nimi. Spojrzałam na skupionego na drodze blondyna i delikatnie się uśmiechnęłam. Był naprawdę wspaniałym przyjacielem. Po chwili zerknęłam na lusterko w którym odbijały się siostry Smith. Obydwie patrzyły przez okno na znikające ulice. Nagle poczułam ogromne ciepło w sercu gdy zauważyłam ,że trzymają się za ręce. W końcu znowu były razem. Po chwili jednak posmutniałam gdy zdałam sobie sprawę z tego jak je potraktowało życie. Nie dość ,że straciły rodziców w wypadku to wychowywały się w domu bez miłości. W mojej pamięci utrwaliła się mina mamy gdy opowiedziałam jej sytuacje w jakiej znajdują się dziewczyny. Rodzice zgodnie stwierdzili ,że mogą zamieszkać u nas…w końcu i tak jesteśmy już jak rodzina. Alison na początku nie chciała przyjąć propozycji lecz po namowie wszystkich zgodziła się przez jakiś czas u nas mieszkać. Jednak powiedziała ,że postara sobie znaleźć pracę i mieszkanie ,po czym zwróci rodzicom wszystkie koszty utrzymania. Gdy już w końcu znaleźliśmy się w domu podziękowałam za wszystko Dereckowi po czym odszedł z uśmiechem. Jakiś czas później zjedliśmy wspólną kolacje.
-Padam z nóg…-Mruknął Miles odstawiając szklankę.
-Tak , to był długi dzień.-Skwitował tata.- A teraz wszyscy do łóżek.
Miles i Mike po życzeniu wszystkim dobrej nocy poszli natychmiast spać. Ja i Carmen zaprowadziłyśmy Alison do pokoju który będzie zajmować. Było to nieduże pomieszczenie które służyło dawniej za moją sypialnie gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. Życzyłam blondynce dobrej nocy i razem z Carmen poszłyśmy do sypialni. Obydwie położyłyśmy się w ubraniach na łóżku nie mając już siły się przebrać. Gdy moje oczy już się zamykały czarnulka wyszeptała :
-Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś…nawet nie wiesz jak ci jestem wdzięczna…
-Tak postępują prawdziwi przyjaciele…-Odparłam po czym zapadłam w głęboki sen.



                                                                       ***


            Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca które nieznośnie padały na moją twarz. Niechętnie otworzyłam oczy i po chwili stwierdziłam brak Carmen w pokoju. Zdziwiona tym faktem spojrzałam na zegarek. Czarnulka zwykle spała dłużej ode mnie choć nigdy nie wiedziałam jak to możliwe…
-Druga po południu ?!- Krzyknęłam nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Szybko wybiegłam z łóżka i biorąc przypadkowe ciuchy wbiegłam do łazienki.
            Godzinę później szybkim krokiem schodziłam na parter. Gdy wchodziłam do kuchni zaszokowana stwierdziłam ,że Mike robił z Alison obiad.
-Miles powiedział ,że lubisz spaghetti.- Powiedział uśmiechnięty Mike gdy tylko mnie zobaczył. Moje serce jak zwykle mocniej zabiło. Nadal kochałam tego głupka z miską długiego makaronu w rękach. Miałam wrażenie ,że każdego dnia coraz bardziej pragnę być blisko niego.
-Masz dobre informacje.-Odparłam odwzajemniając gest.- A gdzie Miles i Carmen ?
-Na spacerze. Mil zaczął przesadnie troszczyć się o zdrowie Carmen i dziecka.- Odpowiedziała mi Alison która była również w dobrym humorze.- Powinni zaraz wrócić, nie ma ich od ponad godziny.
            Miles i Carmen pojawili się pięć minut później w towarzystwie Derecka. Zjedliśmy w szóstkę obiad po czym zaczęliśmy leniuchować. Nagle ktoś zaczął się strasznie głośno śmiać.
-A ty z czego się tak śmiejesz ?- Zapytałam z uśmiechem patrząc na roześmianego blondyna.
-Wpadłem na pomysł !
-O nieeee…-Jęknęli wszyscy razem.
-Dziękuje za wiarę w moje możliwości i pomysły !- Krzyknął Dereck udając obrażonego.
-No mów w końcu co ty znowu wymyśliłeś.- Powiedziała Carmen.
-Zrobimy dziś małą ,zamkniętą, nocną imprezkę ! Waszych rodziców dziś nie ma i nie będzie do jutra więc czemu ,nie ?- Zapytał poruszając brwiami w górę i w dół.
-To ma być coś w stylu piżama party ?- Zapytał głupio Miles na co wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. W tamtym momencie moje spojrzenie i Mike się skrzyżowało…wiedziałam ,że to nie będzie zwykła noc.


______
Jemi: Moi kochani :) Jak widzicie , zamiast uczyć się do egzaminu piszę rozdziały :D Mam nadzieję ,że przynajmniej w miarę dobre :P Powiem szczerze ,że ta notka za bardzo mi się nie podoba...mam wrażenie ,że jest chaotyczna i źle napisana. No ale cóż....oddaje w wasze ręce rozdział który wygląda jak wygląda :) Mam jeszcze nadzieję ,że akcja wam przypadła do gustu :) Przed nami zostało już tylko kilka rozdziałów ale nadal nie aż tak mało :D A więc...nie gadam już bez sensu tylko liczę na wasze komentarze ;*

piątek, 13 kwietnia 2012

[23] -Nie znoszę jak się na mnie złościsz! Ja cię kocham, a ty zachowujesz się jak byś widziała tylko czubek swojego nosa!

Carmen



            Podkuliłam kolana gdy kierowca obrócił się do mnie. Podał mi chusteczkę i lekko uśmiechnął. Był bardzo podobny do Milesa toteż chciałam jak najszybciej wyjść z taksówki. Wzięłam do ręki chusteczkę, a w jej miejsce włożyłam banknot.
-Do widzenia…- powiedziałam cicho i wysiadłam z auta wyjmując z bagażnika walizkę. Nie była ciężka, ale i tak trudno było mi ją unieść. Weszłam przez ruchome drzwi i rozejrzałam się w koło. Wielka sala wyglądała jakby nie miała końca, a z głośników wydobywał się niemiły kobiecy głos. Nie chciałam od razu wyjeżdżać. Postanowiłam posiedzieć i pomyśleć, chodź nie było nad czym. Mój związek z Milesem właśnie dobiegł końca, a ja nie miałam pojęcia czemu wracam myślami do tamtych chwil. W jednej chwili zdążyłam znienawidzić człowieka, ale i tak w głębi duszy oddała bym za niego życie i to małe stworzonko które we mnie siedzi na pewno też. Usiadłam na jednym z krzesełek i wyjmując z kieszeni telefon wyłączyłam go.  Rozejrzałam się po Sali i ze zdumieniem stwierdziłam, że nie daleko mnie wędrują moi ,,rodzice’’ wraz z Alison. Zagryzłam zęby i wzięłam głęboki wdech. Nagel wszyscy… no prócz najukochańszej Alice i Mike byli przeciwko mnie. Nie miałam pieniędzy… Przemknęła mi przez głowę taka myśl, ale zaraz znikła. Nie spuszczałam wzroku z trójki, która szła w moją stronę. Gdy przeszli obok mnie bez większego zainteresowania poczułam ogromny ból i wściekłość. Żałowałam, że nie ma tu moich prawdziwych rodziców. Oni by mi pomogli… wsparli i byli by wzorowymi dziadkami, ale niestety to ja doprowadziłam do ich śmierci. Podniosłam się z miejsca i ciągnąc za sobą walizkę podeszłam do recepcji. Nigdy wcześniej nie byłam na lotnisku toteż nazwy tych wszystkich miejsc były mi  obce.
-W czym mogę pomóc?- spytał dziewczęcy głos i to dzięki niemu udało mi się stwierdzić, że dziewczyna jest na stażu lub praktykach.
-Chciała bym się dowiedzieć dokąd jest najbliższy lot…- zamarłam w bezruchu. Skoro nie miałam pieniędzy nie miałam też za co polecieć. Uderzyłam pięścią w blat i przepraszając dziewczynę odeszłam dalej. Wytarłam spływający mi tusz do rzęs i już chciałam wychodzić z lotniska gdy do środka wbiegł chłopak… ale nie byle jaki. Na jego widok serce zabiło mi szybciej, a poziom adrenaliny wzrósł do maksimum.
-Carmen!- krzyknął podbiegając do mnie. Nie zwracając na niego uwagi wyminęłam go.- Nie rób mi tego…- powiedział ciszej łapiąc mnie za rękę.
-To co ja ci robię jest niczym w porównaniu co ty zrobiłeś temu dziecku!- wrzasnęłam na całe gardło pokazując na swój brzuch.- Nie mam ochoty z tobą dyskutować…- powiedziałam ciszej i ruszyłam dalej, ale dłoń chłopaka znowu nie pozwoliła mi na dalszy ruch. Wyrwałam swój nadgarstek z uścisku i odsunęłam się o krok.
-Przepraszam… Jestem głupi.  Jestem idiotą! Ale takim idiotą który cię kocha! Nie potrafię bez ciebie żyć! Jesteś moim powietrzem! Moją wodą na pustyni! Jesteś moim słońcem w pochmurny dzień!- do oczu napłynęły mi łzy, ale nie potrafiłam mu wybaczyć. Czegoś takiego się… Nagle przypomniałam sobie rozstanie Alice i Mike. Wtedy też on powiedział o kilka słów za dużo, teraz żałuje, a Alice cierpi. Nasz związek był zbudowany na tym samym fundamencie tyle, że ja noszę dziecko tego dupka…
-Nie dotykaj mnie…- wysyczałam widząc jak podchodzi bliżej.- Wrócę z tobą z powrotem ale tylko ze względu na dziecko.- widząc na twarzy chłopaka szeroki uśmiech zapragnęłam go przytulić jednak powstrzymałam się.


***


                         Drugi dzień pobytu u rodziców Milesa i Alice mijał szybko. Czułam się tu jak w domu, ale nadal nie miałam odwagi spytać się o mieszkanie. Nawet Miles nie wiedział jak zareagowali moi rodzice. Usiadłam przy stole i spojrzałam na Alice. Nie wyglądała na zmartwioną, ale to były tylko pozory. W środku zapewne łkała z bólu i cierpienia.  Jej miłość do Mike była oczywista, ale ukrywała to najlepiej jak potrafiła. Miles siedział w milczeniu obok mnie chodź starałam się być jak najdalej. Nadal nie chciałam na niego patrzeć, ale czułam, że coś szykuje. Mike przyglądał się mu uważnie i z wściekłością. Gdy wróciłam z Milesem do domu o mały włos nie skoczył mu do gardła. Był z niego prawdziwy przyjaciel.
-Jak wam minął dzień?- spytała mama rodzeństwa uśmiechając się do mnie. Odwzajemniałam gest lecz nieco bladziej i odsunęłam od siebie talerz.
-Okropnie…- wymamrotałam sama do siebie mając nadzieję, że nikt nie zwraca na mnie uwagi lecz jak się okazało wszyscy to słyszeli.- Miles może powiesz rodzicom o swoich planach…- powiedziałam zacięcie krzyżując ręce na piersi.
-Bałem się… Carmen wybacz mi to głupstwo.-powiedział bez skrępowania, ale ja udałam że tego nie słyszę.
-To ja powiem. Państwa syn stwierdził, ze wyjedzie zostawiając mnie z dzieckiem! Chciał się pozbyć niepotrzebnego bagażu!- wybuchłam i poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Zacisnęłam dłonie w pięści i wstałam.- No może coś łaskawie powiesz?!-wrzasnęłam na niego nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenia jego rodziców.
-Bałem się odpowiedzialności! Bałem się! Zrozum to wreszcie!- krzyknął na mnie i uniósł dłoń jakby chciał mnie uderzyć. Zamknęłam oczy chcąc tamować łzy. Pierwszy raz wrzasnął na mnie, ale zasłużyłam. Byłam tylko okropnie zła, że to wszystko dzieje się przy ludziach.  Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi i otworzyłam oczy.
-Ja też się boję, ale nie mam wyboru…- powiedziałam dławiąc się łzami. Teraz już żywnie płakałam i nie ukrywałam tego. Rodzice chłopaka gdzieś nagle znikli, ale nie interesowało mnie to. Miles oparł się o ścianę i nie wyglądałam na takiego którego przejmowały by moje łzy. Gdy do pomieszczenia wszedł Dereck z uśmiechem na twarzy. Spojrzał na Alice potem na mnie, a na końcu na chłopaków i wskazał na mnie palcem.
-Możemy pogadać, czy to zły moment?- spytał. Otarłam łzy i przytaknęłam.
-To idealny moment…- powiedziałam i wymijając  szatyna weszłam za Dereckiem.- Co jest grane?- spytałam  chowając ręce do kieszeni bluzy i patrząc na chłopaka.
-Wiem, że przechodzisz trudny okres teraz, ale myślę, że dobrze zrobi ci jak zajmiesz się czymś innym.- powiedział i usiadł na ławce. Przysiadłam obok niego i spojrzałam w niebo. Słońca nie było prawie w ogóle widzieć. Wakacje niedługo dobiegały końca, a ja nie miałam żadnych planów. Po prostu szłam przed siebie z coraz to gorszymi przeżyciami.  Wiedziałam, że przecież mój związek z Milesem nie będzie usłany różami, ale nie spodziewałam się, że jest takim tchórzem. Spojrzałam pytająco na chłopaka.- Musimy pomóc Mike i Alice i potrzebuję twojej pomocy.-powiedział i lekko się uśmiechnął.
-Sama się tego domyśliłam, ale ona jest strasznie uparta i jedynie podstęp może ją nakłonić do zmiany zdania.-powiedziałam i zobaczyłam jak Dereck jeszcze szerzej się uśmiecha.
-Zrobimy tak…- siedzieliśmy bitą godzinę obmyślając nasz plan, ale z każdą chwilą wydawał mi się mniej realny i możliwy do wykonania. Chłopak nie pytał o mnie i Milesa co mnie cieszyło. Nie lubiłam mówić o swoich problemach. Po chwili zrozumiałam, że Miles też musi nam pomóc, ale nie miałam siły mu tego powiedzieć.
                   Weszłam do domu i zdjęłam z siebie moją bluzę. W korytarzu dostrzegłam Milesa więc przyspieszyłam kroku i szybko go wyminęłam. Wbiegłam po schodach na górę i weszłam do pokoju który dzieliłam z Alice. Dziewczyny tam nie było, ale słyszałam jej głos dobiegający z salonu. Nagle do pokoju wszedł z hukiem Miles a ja aż podskoczyłam.
-Nie znoszę jak się na mnie złościsz! Ja cię kocham, a ty zachowujesz się jak byś widziała tylko czubek swojego nosa!- byłam w stu procentach pewna, że wszyscy domownicy nas słyszą, bo telewizor nagle umilkł i nikt nie rozmawiał oczekując mojej reakcji.
-To ty się tak zachowywałeś wtedy w parku! Liczyłeś się tylko ty i twoje przerośnięte ego!- nie miałam już siły i ochoty płakać. Moje łzy po prostu wyschły. Gdy chłopak zrobił krok w moim kierunku szybko się cofnęłam. Nagle zaczęłam się go bać… Jakby zaraz miał mnie uderzyć, a przecież tak dobrze go znałam. Gdy uderzyłam plecami o ścianę poczuła ból, ale nie miałam czasu nad tym rozmyślać, bo Miles był coraz bliżej. Biegałam wzrokiem w koło nie chcąc napotkać jego spojrzenia.
-Spójrz mi w oczy i powiedz, że już mnie nie kochasz.- był strasznie oschły i zimny. Uniosłam wzrok, a widząc jego czekoladowe oczy zamarłam w bezruchu. Nagle poczułam się jak tamtego dnia na mostku. Gdy pierwszy raz nasze spojrzenia się spotkały.
-Ja…-wybąkałam cicho, ale nim zdążyłam dokończyć chłopak przywarł do mnie całym ciałem. Swoje ręce położył mi na policzkach, a nasze usta złączyły się w pocałunku. Nie miałam siły by się wyrywać, a może tego po prostu nie chciałam? Mimo, że wiedziałam, że w każdej chwili może ktoś wejść nie mogłam się od niego oderwać. Nawet gdy rozluźnił uścisk i odsunął mnie od ściany. Nagle poczułam przeszywający ból w brzuchu i zapewne upadłabym na podłogę gdyby nie silne ramiona Milesa.
-Carmen! Co się dzieje?!-krzyknął potrząsając mną. Nie miał w ogóle wyczucia, a ja czułam się coraz gorzej. Powoli traciłam przytomność i czucie. Zamrugałam kilka razy powiekami gdy do pokoju wbiegła Alice.
-Co jej jest?!-krzyknęła spanikowana. Zamknęłam oczy. Nie miałam siły dłużej powstrzymywać powiek. Ktoś położył mnie na łóżku i zawołał panią Maraqui. Chyba Alice, ale nawet głos męski niczym nie różnił się dla mnie od żeńskiego. Przez myśl przemknęła mi tylko jedna myśl. ,,Jutro wieczorne spotkanie i połączenie Alice i Mike.’’


_______________
Od Akwamaryn: Co mogę powiedzieć o tym rozdziale? Wyszedł mi chyba najlepszy ze wszystkich! Hah... nie no bywały lepsze, ale jest naprawdę dobry moim zdaniem. Pisanie na tego bloga chyba nigdy mi się nie znudzi. Znowu jest dużo akcji, ale chyba wszyscy to lubią;D Nie wiem czy czegoś nie pominęłam ważnego, a tak... pominęłam (Jemi wie o co chodzi;*) ale to celowo;).

sobota, 7 kwietnia 2012

Życzenia;)

Witajcie!
      Post jest pisany bez wiedzy Jemi więc cicho sza! To taka mała niespodzianka ode mnie;) Ale zacznijmy od życzeń. Chciałam wam wszystkim życzyć zdrowych, radosnych i ciepłych świąt. Byście je spędzili w gronie rodziny i przyjaciół. By wasz zając był bogaty, a dyngus mokry. Chyba wszyscy pragniemy, by pogoda dopisała i było można cieszyć się wodą, a jeśli będzie nam lało na głowę... To nie będzie tak fajnie;) Zastanawiałam się czy nie dodać mojego rozdziału, ale stwierdziłam, że tak daleko się nie posunę bez wiedzy Jemi.
     A teraz do Jemi. Ile to już minęło czasu od naszego pierwszego ,,spotkania''? Nie wiem ile dokładnie, ale pół roku już jest. Nigdy nie poznałam nikogo tak wspaniałego jak ty. Czasem(gdy mam złe chwile, a wiesz że jest ich dość dużo) wydaje mi się że tylko ty mnie rozumiesz i za to wielkie dzięki. Jesteś dla mnie jak prawdziwa przyjaciółka i mam nadzieję, że kiedyś uda nam się spotkać( bo daleko do siebie nie mamy). Ale nawet jeśli nie to i tak cię ubóstwiam! Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie ciągnąć się jeszcze długo.  O kurde! Rozpisałam się! Dobra kończę. Życzę wam wszystkim jeszcze raz wesołych świat, a tobie Jemi weny i dalszej chęci do męczenia się ze mną;))
Wasza Akwamaryn;D

wtorek, 3 kwietnia 2012

[22] -Dlaczego ty za mną nie pojechałeś tylko dałeś mi odejść ?

                                                             Alice…


            W ciszy patrzyłam na ścianę. Otarłam spływającą łzę i wzięłam głęboki oddech. Przecież obiecałam sobie ,że już nie będę płakać.
-Co ty ze mną zrobiłeś…- Szepnęłam w mrok myśląc o wspaniałych czekoladowych tęczówkach chłopaka. Jego uśmiech…spojrzenie…dotyk. Po moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze gdy zaczęłam wspominać pierwszą wspólną noc z brunetem. Sięgnęłam po swój telefon i wybrałam numer Mike. Chciałam mu wykrzyczeć ,że go kocham i nie mogę bez niego normalnie funkcjonować bo jest częścią mnie…ale nie potrafiłam. Odłożyłam komórkę i schowałam twarz w dłoniach ukrywając łzy.

            Płakała tak co noc…a ja nie potrafiłem jej pomóc w żaden sposób. Gdy kolejnego dnia próbowałem jakoś z nią o tym porozmawiać to udawała ,że nigdy do niczego takiego nie doszło. Gdy płacz się nasilił mocniej zacisnąłem zęby. Wściekły na Mike za to co jej zrobił energicznie wstałem z łóżka. W samych bokserkach wyszedłem na balkon który znajdował się w moim pokoju. Patrząc w ciemność nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech…nie pozwolę jej już więcej cierpieć.


                                                                           ***


             Dziś w końcu nadszedł ten dzień. Miałam się zobaczyć z Carmen która przyjeżdża do nas na trzy dni. Wchodząc do kuchni zauważyłam nieco przestraszoną minę Milesa :
-Hej…Miles…co się dzieje ?- Zapytałam siadając naprzeciw niego.
-Boję się…- Odparł cicho.
-No przecież wiesz jacy są rodzice. Nigdy w życiu nie zostawią was na lodzie. Pomogą wam , tak jak ja. Dacie radę.- Mówiłam z delikatnym uśmiechem na twarzy wyobrażając sobie mojego brata jako przykładnego ojca.
-Nie o to chodzi…Alice ja mam dopiero dziewiętnaście lat ! Jestem tym wszystkim przerażony…to dzieje się tak szybko.- Powiedział z nieokreślonym wyrazem twarzy. Cholernie się bał. Dało się też wyczuć w jego głosie wściekłość i bezsilność.
-Zgadzam się z tobą…ale właśnie na tym polegają wpadki. Słuchaj. Przecież kochasz Carmen a ona ciebie. To bez znaczenia czy to stało się teraz czy za kilka lat bo wy jesteście dla siebie stworzeni. Przemyśl to sobie jeszcze dokładnie.- Ostatnie zdanie dodałam szeptem. Wstałam ze swojego miejsca i pogłaskałam chłopaka po ramieniu mówiąc ,że wszystko będzie dobrze. Miles wziął głęboki oddech i się uśmiechnął.
-Rodzice dostaną zawału…nie grzeczny ze mnie chłopiec.- Powiedział przyjmując śmieszną postawę przy tym poruszając brwiami w górę i dół.
-Jesteś niemożliwy…- Powiedziałam wychodząc z kuchni powstrzymując się z całych sił od śmiechu.
            W pewnym momencie usłyszałam dzwonek. Szybko podbiegłam do okna aby sprawdzić kto to. Gdy zauważyłam czarne włosy drobnej dziewczyny wybiegłam z pokoju. Dziewczyna stała już w środku. Rzuciłam jej się w ramiona wykrzykując radośnie jej imię. Strasznie za nią tęskniłam przez te kilka dni.
-Jak się czujesz ?- Zapytałam spoglądając na jej bladą twarz. Bała się. Wzięłam ją delikatnie za rękę chcąc w ten sposób ją wesprzeć.
-W miarę. Strasznie się boję…- Powiedziała ściskając moją dłoń. Nagle zauważyłam Mike. Moje serce pękło na tysiące części. Zmarszczyłam czoło starając się to ukryć.
-Co on tu robi?- Spytałam cofając się do tyłu.
-To wy sobie pogadajcie, a ja przedstawię Carmen rodzicom.- Powiedział Miles. Po chwili zostaliśmy już całkiem sami. Nie miałam pojęcia co zrobić. Część mnie chciała wskoczyć ramiona chłopka i powiedzieć mu ,że strasznie za nim tęskniłam jednak ta druga przywołała mnie do porządku.
-Cześć.- Mruknęłam zimno.
-Alice czy ty naprawdę chcesz…- Zaczął mówić jednak ja mu przerwałam.
-Tak. Nie potrafię ci tego wybaczyć tak po prostu.- Twardo na niego patrzyłam. W środku szarpały mną uczucia. Miałam wrażenie ,że każde słowo które wypowiadaj jest jak szpilka wbijająca się w moje serce. Nie umiałam inaczej.
-Przecież ja cię…- Po raz kolejny mu przerwałam.
-Carmen mnie potrzebuje.- Odparłam sucho i poszłam do kuchni. Usiadłam po lewej stronie dziewczyny w momencie gdy Miles oznajmił rodzica ,że on i Carmen mają im cos do powiedzenia.
-Ja…-Mruknęła dziewczyna. Dokładnie obserwowałam twarz rodziców. Mama już się domyślała a tata nie mógł w to uwierzyć.- Będą państwo dziadkami…-Szybko z siebie wyrzuciła. Rodzice byli w szoku. Chciałam zobaczyć reakcje czarnulki więc na nią spojrzałam ale od razu krzyknęłam przerażona jej imię. Dziewczyna była okropnie blada a jej powieki opadały. Miles szybko złapał za kartki leżące na stole i zaczął nimi poruszać.
-Jejku… Wszystko dobrze?- Spytała mama lekko się  uśmiechając do czarnulki. Nie wyglądała na złą, ani zdenerwowaną wręcz przeciwnie była miła i może lekko zaskoczona.
-Miles jak mogłeś do tego dopuścić…-Usłyszałam zawiedziony głos ojca. Podobnie jak mama nie był wściekły tylko zaskoczony i rozczarowany dziecinnym zachowaniem Milesa.
-Wiem… Byłem nieodpowiedzialny, ale skąd miałem wiedzieć , że tak to się skończy?- Tłumaczył się. Sięgnęłam po szklankę z wodą którą przyniosła mama i podstawiłam ją pod usta Carmen. Dziewczyna obdarowała mnie uśmiechem a ja odwzajemniłam gest.
Odetchnęłam…nie było źle. Carmen tylko zemdlała ale to było do przewidzenia. Nagle zaczęłam się szczerzyć sama do siebie. Jeszcze tyle przed nami.


                                                                             ***


            Dzień mijał spokojnie…do czasu. Postanowiłam przedstawić Carmen i Mikowi Derecka więc go do nas zaprosiłam. Siedzieliśmy wszyscy w salonie gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko podbiegłam do nich i je otworzyłam.
-Cześć mała. -Powiedział brunet przytulając mnie.
-Cześć. Chodź musisz poznać moich przyjaciół !- Powiedziałam podekscytowana ciągnąc go za rękę do środka. Ten mnie objął i z uśmiechem ruszył ze mną do salonu. Carmen siedziała pomiędzy Milesem i Mikiem uspokajając wściekłego chłopaka. Udawałam ,że tego nie widzę ale mimo to reakcja Mike na moją znajomość z Dereckiem przyniosła mi ogromna satysfakcje. Po chwili koło nas stanęła cała trójka.
-Dereck przedstawiam ci moich przyjaciół : Carmen i Mike.- Powiedziałam wskazując na nich z osobna. Dziewczyna się miło uśmiechnęła do chłopaka i podała mu rękę a Mike tylko coś burknął.
-Czuje ,że to twój były o którym mi opowiadałaś.-Szepnął do mnie cicho się śmiejąc.
-My już uciekamy siostra , idziemy na spacer.- Powiedział Miles po czym się pożegnali i zniknęli.
-A więc…-Mruknęłam patrząc w podłogę.
-Słyszałem ,że poznaliście się na obozie.- Powiedział Dereck patrząc na Mike. Brunet spojrzał na mnie z błyskiem w oku a ja spuściłam wzrok na swoje dłonie.- Jak tam było ?- Nagle zapanowała cisza.- Alice mówiła mi ,że chodziliście razem na zajęcia.- Szybko wytłumaczył chłopak. Mike posmutniał. Gdyby on wiedział ile o nim myślałam…
-To był najwspanialszy miesiąc w moim życiu…-Cicho odpowiedział patrząc na mnie smutno. Ponownie zapanowała cisza.
-Kto ma ochotę na lody ?- Zapytałam głupio.
-Ja bardzo chętnie !- Powiedział radośnie Dereck.
-Ja podziękuje. Idę do pokoju.- Mruknął Mike i odszedł. Nagle coś mnie zabolało tam w środku a w moich oczach pojawiły się łzy. Szybko się odwróciłam i już chciałam biec za chłopakiem jednak Dereck złapał mnie za ramie.
-Jeszcze nie teraz. Chodź , wszystko ci wyjaśnię.- Niepewnie mu przytaknęłam po czym ruszyliśmy w stronę kuchni.
            Pomieszałam łyżeczką już roztopione lody patrząc na wirującą ciecz. Z westchnieniem rzuciłam łyżeczką i odchyliłam się na oparcie krzesła. Czy chciałam czy nie Dereck miał racje… W swojej głowie odtworzyłam wspomnienie jeszcze przed chwilą siedzącego przede mną chłopaka gdy mówił : „Ty nadal go strasznie kochasz a on ciebie i to widać mała. Mimo to rozumiem ,że nie potrafisz mu wybaczyć tak szybko tego co ci powiedział. Lubię cie Alice, jesteś naprawdę świetną dziewczyną i uważam cię za moją przyjaciółkę dlatego chce ci pomóc.” Na mojej twarzy pojawił się chwilowy uśmiech gdy przypomniałam sobie minę bruneta jednak jak szybko się pojawił tak szybko zniknął. Spojrzałam z bólem serca na schody gdy nagle usłyszałam głośny trzask. Energicznie wstałam ze swojego miejsca i pobiegłam na korytarz.
-O Boże…Carmen co się stało ? Gdzie Miles ?- Zapytałam podchodząc do zapłakanej czarnulki.
-On nas nie chce !- Krzyknęła zrozpaczona a z jej oczu popłynęły kolejne łzy. Pogłaskała swój brzuch i chciała już iść na górę ale ją zatrzymałam.
-Czekaj ! Ale jak to ?!- Wydarłam się nic nie rozumiejąc. Przytuliłam ją do siebie. Ta jednak mnie odepchnęła.
-Nie mogę tu zostać…- Wyszeptała pomiędzy napadami płaczu. Po chwili już biegła po schodach na górę. Rzuciłam się w pogoń za nią. Znalazłam ją w pokoju który ze mną dzieliła nad otwartą walizką.
-Gdzie pójdziesz ? Carmen !- Krzyknęłam na dziewczynę gdy mi nie odpowiedziała.
-Nie wiem Alice ! Na pewno nie mogę tutaj zostać…On nie chce tego dziecka…-Wysyczała w moją stronę wrzucając sterty ciuchów do walizki. Już po chwili ją niedbale zapięła.- Wyjadę z kraju.- Oznajmiła sięgając po telefon.
-Co ?! Nie pozwolę ci na to !- Warknęłam podchodząc do niej.
-Muszę…Zadzwonie gdy tylko już będę na miejscu. Będziemy w kontakcie , na pewno będę też potrzebować twojej pomocy.- Mówiła szybko. Patrzyłam na nią bezsilnie.- Proszę…- Wyszeptała. Poczułam na moim policzku ciepłą ciecz ale mimo to przytaknęłam jej. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk klaksonu.
-Dzwoniłaś wcześniej po taksówkę ?- Zapytałam głupio. Ta szybko mi przytaknęła i ściągnęła walizkę z łóżka. Wzięłam ją od dziewczyny pamiętając o tym ,że jest w ciąży i nie może dźwigać takich ciężkich rzeczy. Gdy schodziłyśmy ze schodów z pokoju wychylił głowę Mike. Patrzył raz na mnie z walizką to raz na zapłakaną Carmen gdy zrozumiał co się dzieję krzyknął tylko :
-Co on ci najlepszego zrobił ?- Podbiegł do przyjaciółki i ją do siebie przytulił. Ta wybuchła głośnym płaczem.
-On nas nie chce…muszę jechać ale Alice ci wszystko wytłumaczy.- Powiedziała całując go w policzek jednocześnie wyrywając się z jego objęć. Podeszła do mnie i biorąc walizkę szepnęła tylko ciche „Przepraszam…jesteś najwspanialsza”. Po czym mnie przytuliła i zniknęła za drzwiami. W ciszy przyglądałam się jak moja przyjaciółka wsiada do żółtej taksówki i odjeżdża.
-Jak on mógł ?- Zapytałam a po moim policzku spłynęła łza.
-Zabije go…-Mruknął Mike. Nagle zza rogu wybiegł wściekły Miles. Gdy był przy furtce już krzyczał.
-Gdzie ona jest ?!- Patrzyłam na niego zła.
-Jak mogłeś jej to powiedzieć ?! Myślałam ,że ją kochasz ! Jesteś najgorszym idiotą który chodzi po ziemi !- Wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Wiem !!! Powiedziałem jej to bo się bałem…ale gdy zrozumiałem ,że bez niej i naszego dziecka będę niczym bo oni są mną to zrozumiałem ,że to wszystko bez nich nie ma sensu bo jesteśmy jednością !- Wykrzyczał na jednym oddechu.
-To co powiedziałeś nie miało sensu.- Zauważył Mike.- I było głupie…-Dodał.- Ale zgadzam się z Alice. Jesteś kretynem. A teraz jedź za nią na lotnisko i jej wszystko powiedz i wytłumacz. Bo każdy zasługuje na druga szanse.- Powiedział Mike podając Milesowi kluczyki od samochodu.
-Dzięki.- Powiedział szybko i już go nie było. Moment później słychać było pisk opon. Stałam tak z Mikiem w miejscu patrząc na oddalający się samochód i nagle zapytałam go :
-Dlaczego ty za mną nie pojechałeś tylko dałeś mi odejść ?


_______
Od Jemi : Wróciłam do Polski już w sobotę ale rozdział dodaje dopiero teraz :) A więc tak :) Dzieje się...dzieje się jak cholera :D Mam nadzieję ,że podoba wam się to co razem z Olką tutaj piszemy :) Strasznie się za wami wszystkimi stęskniłam tak samo jak za blogiem :) Poproszę o długie i soczyste komentarze kochani :*:*:*:*:*