sobota, 24 marca 2012

[21]I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od niczego…

Carmen…

                 Usiadłam przy długim stole i zaczęłam bawić się swoimi dłońmi. Bałam  się… Okropnie i nie dało się tego ukryć.  Wzięłam głęboki wdech i przejechałam dłonią po swoim jeszcze dość mały brzuchu.  Gdy do pokoju weszli rodzice szybko schowałam  ją do kieszeni. Zaraz za nimi przywędrowała Alison z smutnym wyrazem twarzy. Ostatnio chodziła strasznie przybita, ale czemu…? Nie miałam czasu na to sobie odpowiedzieć. Miles wydzwaniał do mnie co pięć minut, a jak nie odbierałam  telefonu dzwonił do rodziców. Ciche pukanie w stół mamy rozproszyło mnie i kazało unieść wzrok.
-Carmen co się dzieje?-spytali z troską, a mi zachciało si e rozpłakać. Przyjechali do kraju specjalnie by zobaczyć mnie w szpitalu, a ja… Tak się zachowałam.
-Zanim wam powiem przypominam, że mam osiemnaście lat.-powiedziałam nie patrząc im w oczy. –Jestem w ciąży.-wyrzuciłam z siebie jak z procy i natychmiastowo umilkłam. W powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę. Cisza panowała dość długo i wydawało się, że nie zamierza się kończyć. Przerwała ją Alison jak zwykle swoimi głupimi tekstami.
-Więc będę ciocią?-spytała z głupim uśmieszkiem, a mnie zemdliło.
-Ale… Carmen! Jesteś nieodpowiedzialna! Jak mogłaś… Nie… to jest jakiś żart?!-wrzeszczał mój ojciec. Nie wyglądał na zadowolonego, mama zresztą też. A nawet jeśli nie była by zła, nie sprzeciwiła by się ojcu.- Masz tydzień…-powiedział i wyszedł z pokoju.
-Na co?!-krzyknęłam, ale doskonale wiedziałam. To już nie był mój dom… 

 ***

                  Nie rozpaczałam z powodu konieczności wyjazdu, ale bałam się, że nie będę miała się gdzie podziać. Nie śmiałam spytać Milesa o tymczasowe mieszkanie u jego rodziców… Zresztą nie wiadomo jak oni zareagują na tę wieść. Postanowiłam poczekać z tym do rozmowy z jego rodzicami. Wlepiłam wzrok w swoje dłonie i wyczułam jak Mike mi się przygląda.
-Carmen… Nie myśl teraz o tym.-powiedział otwierając drzwi od auta swoich rodziców. Wyszłam na zewnątrz i żegnając się z jego rodzicami złapałam za walizkę. Mieliśmy spędzić u Alice i Milesa trzy dni, ale bałam się reakcji dziewczyny na widok Mike. Nie była na to przygotowana, a wiedziałam jakie to dla chłopaka ważne.
-A o czym mam myśleć?-powiedziałam mrugając szybko powiekami. Nie chciałam się teraz rozpłakać. Nacisnęłam na dzwonek od drzwi i założyłam dłonie na piersi. Mike biegał wzrokiem w tę i z powrotem szukając jakiegoś punktu zawieszenia gdy drzwi otworzył nam wysoki chłopak o ciemnych włosach i oczach. Uśmiechnęłam się do siebie i przytuliłam go. To tylko dwa dni, ale tęskniłam za nim jak za nikim. Chciałam też zobaczyć Alice, ale to było na dalszym planie.
-Cześć.-powiedziałam bez większego entuzjazmu. Nie miałam ochoty na czułości. Strach zjadał mnie od wewnątrz. Rozmowy z jego rodzicami bałam się bardziej niż z swoimi.
-Hej Mike.-powiedział podając mu dłoń. Nie wyglądał jednak na zadowolonego z widoku jego twarzy. Już po chwili byliśmy w środku. Dom był naprawdę piękny, ale nie rozmyślałam o tym. Nagle ktoś mocno mnie uściskał i prawie zmiażdżył płuca. Wzięłam głęboki wdech i odwzajemniłam uścisk widząc Alice.
-Carmen!-krzyknęła odsuwając się lekko i przyglądając mi.-Jak się czujesz?-spytała ciszej.
-W miarę. Strasznie się boję…-powiedziałam ściskając jej dłoń. Alice zmarszczyła czoło patrząc gdzieś za mnie. Najwidoczniej zauważyła Mike bo stała strasznie zmieszana i nie wiedziała jak się zachować.
-Co on tu robi?-spytała odsuwając się o krok.
-To wy sobie pogadajcie, a ja przedstawię Carmen rodzicom.-powiedział Miles ciągnąc mnie za rękę w stronę salonu. Gdy zobaczyłam tylko jego rodziców poczułam ulgę. Nie wyglądali tak jak moi, nie wydawali się zarozumiali i uniesieni dumą. Normalnie rozmawiali i śmiali się, co u mnie w domu było rzadkością.
-Dzień dobry…-powiedziałam cicho, a wysoka kobieta spojrzała na nas i lekko się uśmiechnęła. Wyglądała na przyjaźnie nastawioną, zresztą ojciec tak samo.
-Witaj Carmen. Miło cię poznać.-powiedziała nie odrywając wzroku od Milesa. Jakby była zła, że wcześniej mnie im nie przedstawił.
-Usiądźcie. A gdzie Mike?-spytał mężczyzna rozglądając się w koło.
-Tato… Ja rozumiem… Daj sobie spokój.-powiedział Miles łapiąc mnie za dłoń i i pocierając ją lekko. Wiedziałam, że to ten moment, ale chciałam go odłożyć na później.
-Carmen jesteś strasznie blada… Może chcesz coś zjeść, albo się napić?-spytała troskliwym głosem kobieta, a ja pokiwałam przecząco głową. W moim stanie było to normalne.
-Mamo, tato…-nagle do pokoju weszła Alice i usiadła po mojej lewej stronie.  Uśmiechnęła się lekko dodając mi otuchy.-Musimy wam coś powiedzieć.-powiedział Miles ściskając mocniej moją dłoń. W taki oto sposób chciał nakazać mi dokończyć.
-Ja…-nagle zrobiło mi się strasznie gorąco i zapragnęłam stąd zniknąć.- Będą państwo dziadkami…-powiedziałam i oparłam się o kanapę. Ledwo co udawało mi się oddychać, a powieki opadały mi bezwładnie.
-Carmen!-usłyszałam krzyk Alice i poczułam jak ktoś mnie wachluje. Otworzyłam powoli oczy i wzięłam głęboki wdech.
-Jejku… Wszystko dobrze?-spytała matka Milesa lekko się do mnie uśmiechając. Nie wyglądała na złą, ani zdenerwowaną wręcz przeciwnie była miła i może lekko zaskoczona. Nie miałam siły odpowiedzieć, toteż tego nie zrobiłam.
-Miles jak mogłeś do tego dopuścić…-powiedział surowym tonem ojciec chłopaka. Wydawało mi się jednak, że był to raczej to rozczarowania, a nie złości.
-Wiem… Byłem nieodpowiedzialny, ale skąd miałem wiedzieć , że tak to się skończy?-powiedział z nutką żalu w głosie. Nagle ktoś podstawił mi szklankę wody pod usta. Uśmiechnęłam się do Alice, a ta przytulając  mnie odwzajemniła uśmiech. Była naprawdę kochana, nigdy nie miałam takiej przyjaciółki.


***

                  Pierwszy dzień w domu państwa Maraqui przebiegał spokojnie, aż do dzwonka od mieszkania, który wszystko zniszczył. Gdy zobaczyłam przed sobą wysokiego chłopaka o brązowych włosach i pięknych czekoladowych oczach. Przytulał do siebie Alice, a ja automatycznie spojrzałam na Mike. Siedział na kanapie i rozmawiał o czymś z Milesem, ale gdy dojrzał chłopaka aż poczerwieniał. Szybko podeszłam do niego i usiadłam pomiędzy chłopakami.
-Mike proszę cię nie zachowuj się jak dziecko. Pokaż, że umiesz się zachować.-powiedziałam, a ten tylko przytaknął i wstał. Widać było, że wydoroślał, ale tak naprawdę. To zaskakujące jak jedno zdarzenie może zmienić człowieka. Miles pocałował mnie delikatnie w usta i przyjrzał się Mikemu.
-Ja tam bym nie dał obściskiwać cię jakiemuś dupkowi.-powiedział i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam.
-Chodź przejdziemy się…-powiedziałam ciągnąc chłopaka w stronę wyjścia. Przystanęliśmy na chwilę przy Alice, Mike i jak się okazało Derecku, by się przywitać, a zarazem pożegnać, po czym wyszliśmy z domu.
              Długo spacerowaliśmy po parku w milczeniu nie chcąc niszczyć tej chwili, aż nagle poczułam, że coś jest nie tak. Było zbyt idealnie, a dało się wyczuć, że Miles nie zachowuje się naturalnie.
-Miles co jest grane?-spytałam zwalniając, ale on nie zwracając na to uwagi szedł dalej.
-Nic…-wymamrotał tylko, a ja szybko go dogoniłam. Zachowywał się strasznie podejrzanie i wiedziałam, że coś się święci.-Nie… To dzieje się za szybko. Musimy zwolnić.-powiedział, a ja poczułam się dziwnie. Nie były to straszne słowa, ale zabolały mnie.
-Ale jak chcesz to zrobić? Nie długo będziemy mieć dziecko.-powiedziałam spokojnie. Nie chciałam się nie potrzebnie unosić.
-Nawet nie jestem pewien czy to moje dziecko…-wyszeptał, a ja poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie wierzyłam własnym uszom…
-Posądzasz mnie o zdradę?! Ty siebie w ogóle słyszysz?!-krzyknęłam próbując powstrzymać łzy.-Jak możesz tak… Ah…-zacisnęłam dłonie w pięści i spojrzałam mu w oczy. Nie widziałam w nich, ani grama współczucia jakby nagle wszystkie emocje, uczucia ulotniły się, a my byli byśmy sobie obcy.
-O nic cię nie posądzam… Niedługo wyjeżdżam. Nikt o tym jeszcze nie wie. Dziś przy kolacji powiem im, a my… Musimy zrobić sobie przerwę.-te ostatnie słowa były jak sztylet w plecy. On po prostu mnie wykorzystał… a teraz chce zostawić, bo tak będzie mu lepiej. Po co przejmować się dzieciakiem skoro można się go wyrzec. Podeszłam bliżej chłopaka, tak że mogłam go pocałować po czym dałam mu w twarz.
-Jesteś dupkiem!-wrzasnęłam i biegiem ruszyłam w kierunku domu. Łzy spływały po moich policzkach jak wodospad, a ja nie umiałam się powstrzymać. Z hukiem wbiegłam do domu i przebiegając przez salon gdzie siedzieli moi przyjaciele wbiegłam do pokoju który został mi przydzielony. Rzuciłam się szybko na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Czułam, że to będą moje najgorsze trzy dni w życiu. Oddałam całe swoje serce chłopakowi, który bezczelnie zostawia mnie z nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Wszystko sypało mi się na głowę. I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od niczego…
­­­­­­­­­­­­­­­­­


____________________
Od Akwamaryn: Co do rozdziału to nie podoba mi się początek i środek. Końcówka wprost przeciwnie. Jest pisana pod napływam weny i znowu zamieszałam! Hah… Jak to ja;D Nie wiem jak wam, ale mi się podoba! Przynajmniej część.

czwartek, 15 marca 2012

[20] Nagle poczułam stoicki spokój… jakby teraz już wszystko miało być dobrze… na zawsze.

                                                                    Alice…


            Spojrzałam przez okno na oddalający się obóz. Nagle do moich oczu po raz kolejny napłynęły łzy. To tutaj znalazłam prawdziwych przyjaciół i wrogów , tutaj poznałam czym jest prawdziwa miłość i nienawiść… Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewała, że w miejscu do którego trafiłam za karę przeżyję najlepszy miesiąc życia. Przez moją głowę zaczęły się przedzierać niechciane wspomnienia… Uśmiech Mike , nasz pierwszy pocałunek. Mocno zacisnęłam powieki za wszelką cenę chcąc powstrzymać płacz.                                                    
 -Alice ?- Usłyszałam nad sobą. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam głowę tak aby móc spojrzeć na kierowcę samochodu. Matt patrzył na mnie z troską w oczach.                                                                              
 -Słucham ?- Zapytałam.                                                                                                             
 -Wszystko dobrze ?- Patrzyłam na niego ze złością. Nagle zdałam sobie sprawę ,że w głębi serca go obwiniam za to co się stało.
-Szczerze to nic nie jest dobrze… -Burknęłam i odwróciłam wzrok.
-Wiem, że rozstania bywają trudne… -Nie dałam mu skończyć. Spojrzałam na niego ostro po czym szepnęłam.
-Nie chce z tobą o tym rozmawiać… nie chce z nikim o tym rozmawiać. Jestem ci wdzięczna za to ,że mi teraz pomagasz ale nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.- Powiedziałam i przeniosłam wzrok na swoje ręce.


                                                                      ***


             Samochód się zatrzymał w dobrze znanej mi okolicy. W końcu to tutaj się wychowałam. Po dwóch stronach biegnącej przez środek ulicy znajdowały się domy z małymi ogródkami. Gdy zobaczyłam duży beżowy budynek na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-To tutaj.-Mruknęłam do Matta. Ten mi tylko przytaknął i wyszedł z auta ,ja po chwili uczyniłam to samo. Podeszłam do bagażnika samochodu i odebrałam od bruneta swoją torbę. Po chwili usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Alice !-Krzyknęła biegnąca do mnie mama. Mocno mnie do siebie przytuliła i pocałowała w czubek głowy. Moment później stał już koło mnie wysoki postawny mężczyzna.
-Cześć tato.-Powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy. On tylko odwzajemnił gest i mruknął.
-Wejdźcie z mamą do domu , na pewno zgłodniałaś a ona jak zwykle zrobiła tonę jedzenia.-Przytaknęłam mu i spoglądając ostatni raz na Matta powiedziałam.
-Dziękuję.-Ten się uśmiechnął i odparł coś niezrozumiałego. Mama mocno pociągnęła mnie za rękę wprawiając kółka walizki w ruch. Głośno nabrałam powietrza.
-Jak dobrze być w domu.-Szepnęłam a mama mocniej uchyliła przede mną drzwi.


                                                                     ***


            Wyjęłam z walizki ostatnią koszulkę i uśmiechnęłam się na jej widok. T-shirt był cały pognieciony i brudny ale było na nim widać czerwony napis „Ja nic nie muszę”. To właśnie w tej bluzce pojawiłam się pierwszego dnia na obozie a Miles wylał na mnie colę , dzięki czemu poznałam Carmen, Mike i Alison. Szybko pokręciłam głową i rzuciłam koszulkę na stertę z brudnymi rzeczami. Szybkim ruchem zapięłam już pustą walizkę. Zdjęłam ją z łóżka i włożyłam do szafy. Poszłam do łazienki po kosz na brudne ubrania po czym zupełnie go wypełniłam. Po jakimś czasie słychać było już dźwięk pralki. Otworzyłam okno wpuszczając do pokoju trochę świeżego powietrza gdy nagle usłyszałam dobrze znaną mi melodię. Podbiegłam szybko do szafki na której zostawiłam telefon i kładąc się na łóżko odebrałam połączenie.
-Halo ?- Zapytałam nagle zdając sobie sprawę ,że nawet nie sprawdziłam kto dzwoni.
-Cześć Alice…- Usłyszałam cichy i słaby głos przyjaciółki. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech a w sercu zrobiło się cieplej.
-Carmen ! Jak dobrze ,że dzwonisz. Nie dawno dojechałam do domu… Przepraszam ,że wyjechałam tak bez uprzedzenia…- Mruknęłam starając się jakoś zalepić pustkę w moim sercu. Byłam wściekła na siebie ,że zostawiłam ją w tak trudnym dla niej okresie.
-Nie ma sprawy… Rozumiem miałaś swoje powody… Zresztą wiem jakie. Przykro mi…- Szeptała dziewczyna. W moich oczach zebrały się łzy. Zaczęłam szybko mrugać powiekami starając się jakoś je powstrzymać. Wracając do domu obiecałam sobie ,że nie będę już więcej płakać.- Powiedz mi lepiej kiedy mogę do was wpaść. –Powiedziała radośnie czarnulka jakby wyczuwając ,że musi przerwać ciszę.
-Jak najszybciej ! Jak Miles zareagował ?- Zapytałam z entuzjazmem.



                                                                  ***


            Dni powoli mijały a ja starałam się normalnie funkcjonować. Wstawałam , jadłam śniadanie , szłam na spacer , pomagałam mamie zrobić śniadanie, siedziałam w pokoju , jadłam obiad , szłam na wieczorny spacer , rozmawiałam z Carmen przez telefon , jadłam kolacje , brałam kąpiel i kładłam się spać. Tak mniej więcej wyglądał każdy mój dzień. Mama bardzo często próbowała ze mnie wydusić co się stało na obozie i czemu szybciej wróciłam ja jednak zawsze szybko zmieniałam temat. Rodzice wiedzieli ,że coś jest nie tak jednak po dwóch dniach dali sobie spokój uświadamiając sobie ,że nie chcę o tym z nimi rozmawiać. Mimo to bardzo się martwili -co było widać - więc domyślałam się ,że planują coś co ma mi poprawić humor.
            Tego dnia jak co rano schodziłam ubrana po schodach kierując się do kuchni aby zjeść śniadanie. Jednak gdy mijałam tatę na korytarzu ten uśmiechał się do mnie szeroko. Przewróciłam oczami ,szepcząc :
-Ciekawe co oni wymyślili…- Weszłam do kuchni i sięgając po szklankę oraz sok przywitałam się z mamą.
-Dzień dobry.
-Oj bardzo dobry kochanie.-Odparła weselsza niż zwykle. Podeszła do stołu tanecznym krokiem i postawiła na niego dwa talerze. Gdy zaczęła nucić smażąc jajecznice przeszłam ją wzrokiem próbując domyślić się jej niecnych planów.
-Powiesz mi czemu ten dzień jest na tyle niezwykły ,że tańczysz , nucisz i robisz jajecznicę ?- Zapytałam biorąc łyka soku winogronowego. Mama nienawidziła myć patelni po jajecznicy dlatego tak bardzo rzadko przyrządzała nam na śniadanie właśnie tą potrawę.
-Dziś na obiad przyjdą państwo Jonson.- Gdy tylko usłyszałam to nazwisko zaczęłam się krztusić sokiem. Mama szybko podeszła i delikatnie zaczęła mnie pukać po plecach.
-Co ?! Dlaczego ?- Zapytałam odstawiając szklankę.
-Potrzebujesz towarzystwa kochanie… a syn państwa Jonson jest twoim przyjacielem.- Patrzyłam na nią z wściekłością pomieszaną z niedowierzaniem.
-A nie mogłaś tego ze mną wcześniej obgadać ? Może ja nie potrzebuje towarzystwa… a zwłaszcza towarzystwa Derecka. – Powiedziałam przez zęby.
-Oj przestań Dereck to bardzo miły chłopak.- Odparła mama z uśmiechem. Zrobiłam jedno oko większe a drugie mniejsze i patrzyłam na nią jak na idiotkę.
-Kiedyś gdy się z nim bawiłam to ściął mi włosy ! Innym razem wylał na mnie puszkę z farbą bo mu „wypadła z rąk” !- Krzyknęłam. Ta się cicho zaśmiała.
-Alice… to było cztery lata temu ,kochanie nie widziałaś się z nim od tego czasu. To naprawdę miły chłopak.- Prychnęłam i zabierając jabłko wyszłam z domu.


                                                                       ***


            Siedziałam razem z rodzicami w salonie czekając na przyjście niechcianych przeze mnie gości.
-Uśmiechnij się.- Powiedział tata. Na co ja tylko machnęłam ręką. Nagle po domu rozniósł się dzwonek do drzwi. Tata wstał z fotela który zajmował i ostrzegając mnie żebym była miła poszedł otworzyć drzwi. W korytarzu słychać było śmiechy i ciche rozmowy. Bawiłam się materiałem moich krótkich spodenek gdy nagle wszyscy weszli do salonu a mama kazała mi wstać i się z wszystkimi przywitać. Niechętnie uczyniłam to o co mnie poprosiła.
-Dzień dobry.- Powiedziałam przybierając na twarz nieszczery uśmiech.
-Och Alice… jak ty wyrosłaś ! Jesteś już kobietą !-Powiedziała pani Jonson ściskając moją dłoń.- A gdzie jest Miles ?- Zapytała gdy ściskałam rękę jej męża.
-Na obozie sportowym ,Alice wróciła kilka dni wcześniej po Milesa jadę jutro z samego rana.- Oznajmił tata.
-A gdzie Dereck ?- Zapytała mama nie widząc nigdzie jedynego syna Jonsonów. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czyży mi się upiekło ?
-Wstąpił jeszcze na chwilę do kolegi po drodze. Za chwilkę tu będzie.- Nagle po raz kolejny usłyszałam dobrze znany mi dzwonek do drzwi.
-Alice , proszę idź otwórz a my przejdziemy już do jadalni.- Niechętnie przytaknęłam głową i skierowałam się ku drzwiom. Powoli nacisnęłam na klamkę starając się jak najbardziej opóźnić spotkanie z Dereckiem.
-Ooooo…- Wyrwało mi się gdy zobaczyłam nastolatka.
-Alice ?- Zapytał. Pokiwałam głową.- Poznałem cię tylko i wyłącznie po tych ciemnych czekoladowych oczach. Zmieniłaś się… i włosy ci w końcu odrosły.-Powiedział zabójczo się uśmiechając.- Tak jest zdecydowanie lepiej.
-Yyyy…- Jąkałam się.- Dzięki ?- Zapytałam. Ten się cicho zaśmiał.
-No dobra wpuść mnie już do środka bo umieram z głodu.- Powiedział radośnie się uśmiechając.
            Dzień okazał się być najlepszym jaki mnie spotkał po powrocie do domu. Dereck zupełnie się zmienił z zewnątrz i z wewnątrz z czego byłam ogromnie zadowolona. Ciągle mnie rozśmieszał i dobrze mi się z nim rozmawiało. Postanowiliśmy spotkać się kolejnego dnia ale tym razem również z Milesem.


                                                                      ***


            Czułam znany mi zapach… kojarzący się z zabawą. Przez mgłę nicości próbował przedrzeć się jakiś głos.
-Alice…- Usłyszałam cichy szept. Po chwili ktoś westchnął.- Alice do cholery !!
Automatycznie się podniosłam do pozycji siedzącej uderzając w coś twardego. Po chwili usłyszałam straszny huk i jęki a sama złapałam się za bolącą głowę.
-Miles ?- Zapytałam widząc leżącego chłopaka na podłodze.
-Boże ale ty masz twardą głowę !- Powiedział śmiejąc się. Szybko zeskoczyłam z łóżka i się do niego przytuliłam zdając sobie sprawę z tego ,że strasznie za nim tęskniłam przez ten czas.
-Wariatka…- Powiedział obejmując mnie. Nagle poczułam stoicki spokój… jakby teraz już wszystko miało być dobrze… na zawsze.
  

______
Od Jemi : Nie ma to jak nagły przypływ weny ! :) Kurczę znowu mi wróciły prawdziwe chęci do pisania ! :D Tak się cieszę z tego powodu :) 
No ale teraz przejdźmy do konkretów ! :) Rozdział mi się nawet podoba :) Jak widzicie wprowadziłam nową postać o której znowu nic nie wie Akwamaryn :P Haha :D Wybacz kochana :* Jestem ciekawa waszych reakcji co do postaci Derecka czyli Liama z One Direction :) Dobra już nie przynudzam :) Liczę na komentarze :**

środa, 7 marca 2012

[19]-Jak ja mogłem to zrobić?! Jak mogłem! Straciłem ją!

                                                                      Carmen


             Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech. Miles musiał się o tym dowiedzieć, a im dłużej to przeciągałam tym bardziej byłam zdenerwowana. Zapukałam delikatnie w drzwi, a te same się uchyliły. W środku siedział Mike z słuchawkami w uszach i smutnym wyrazem twarzy. Podeszłam bliżej niego, a ten spojrzał na mnie i blado się uśmiechnął. Wiedziałam, że coś jest nie tak i musiałam to z niego wyciągnąć. Zdjął słuchawki i spojrzał na mnie, próbując udawać zadowolonego.
-Co się dzieje Mike?- spytałam zaskoczona jego zachowaniem i usiadłam na jego łóżku. Chłopak wziął głęboki wdech, a gdy już chciał mi powiedzieć, do pokoju wparował Miles. Był cały czerwony i nie zwracając na mnie większej uwagi podbiegł do Mike. Złapał go za koszulkę i przygniótł do ściany. Wystraszona odskoczyłam.
-Ostrzegałem cię! Zrobiłeś jej krzywdę! Przez ciebie wyjechała!- wrzeszczał wściekły chłopak, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Nie miałam bladego pojęcia o czym on mówi.
-Miles!- krzyknęłam, a ten tylko zerknął na mnie i wypuścił Mike z uchwytu.-Co się dzieje?!-spytałam zszokowana ich zachowaniem, a chłopak zamarł w bez ruchu.
-Alice wyjechała…- powiedział przez zęby i spojrzał  na mnie. Nie wiedząc co mam powiedzieć zaczęłam ruszać ustami jak ryba. Szybko wybiegłam z domku chłopaków i wbiegłam do naszego. Otworzyłam szafę z rzeczami Alice w nadziei, że nadal są tam jej ciuchy. Jednak szafa była pusta. Usiadłam przy łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Nagle podmuch wiatru sprowadził pod moje stopy kawałek papieru. Spojrzałam na niego i od razu poznałam pismo Alice. Zgrabne literki byłe pisane pochylnie. Przeczytałam szybko tekst, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Otarłam pojedynczą łzę spływającą po moim policzku i podniosłam się. Ruszyłam w stronę domku Mike gdy ten nagle wybiegł z niego z walizką. Wstrząśnięta zatrzymałam go i spojrzałam w jego ciemne tęczówki. Widać było w nich złość, ale na samego siebie.
-Jak ja mogłem to zrobić?! Jak mogłem! Straciłem ją!- wrzeszczał próbując mnie wyminąć.
-Mike! Nie bądź głupi ona chce pomyśleć! Daj jej czas…- powiedziałam i przytuliłam się do niego.- Jesteś mi potrzebny… Tu i teraz… Musisz mi pomóc…- powiedziałam cicho i zabrałam mu walizkę.
-A więc jesteś…- powiedział, a ja przytaknęłam. Nie było co się nad tym zastanawiać i tak niedługo  miało wyjść to na jaw. Miałam tylko nadzieję, że do końca obozu będzie spokój. W końcu zostały tylko cztery dni… Weszliśmy do domku, a Miles zabrał mi walizkę Mike.
-Miles… Musimy porozmawiać…- powiedziałam do chłopaka i pociągnąłem go w stronę mostku. Tam się spotkaliśmy i tam chciałam mu o tym powiedzieć. Weszliśmy na drewniany mostek, a ja usiadłam na nim po turecku. Miles zawtórował mi, a ja utkwiłam wzrok w tafli wody.
-Czemu nie chciałaś bym wczoraj przyszedł?- spytał przerywając niezręczną ciszę. Bałam się powiedzieć jakiekolwiek słowo. Nie chciałam tego dziecka, a możliwe, że Miles również…
-Nie chciał byś mnie widzieć w tamtym stanie… Widzisz ja…- zawahałam się.- Jestem w ciąży…- powiedziałam już przez łzy i pociągnęłam nosem. Miałam dość tego ciągłego płaczu, ale to było nieuniknione. Przez mój jeden głupi wybryk zniszczyłam sobie całe moje życie. Nie mogłam iść na moje wymarzone studia… Miles przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Ukryłam twarz w jego koszuli, a on pogłaskał mnie po głowie.
-Będzie dobrze… Zobaczysz… Uda nam się i będziesz świetną matką.-powiedział ocierając moje łzy. Odsunął mnie lekko od siebie i pocałowałam w usta. Położyłam się na jego kolanach i wpatrzyłam w niebo.  Może to dziecko nie będzie moja zmorą… Może właśnie to połączy mnie i Milesa już na zawsze. Leżałam tak dużo czasu rozmawiając z Milesem na błahe sprawy. Na chwilę nawet zapomniałam o tym co w tej chwili się ze mną dzieje gdy poczułam jak robi mi się gorąco. Zaczęłam strasznie się pocić i nie mogłam utrzymać otwartych powiek.-Carmen… Oddychaj głęboko…- powiedział Miles lekko mną potrząsając.
-Zrobiłeś kurs dla ciężarnych?- spytałam z uśmiechem, a on lekko ochlapał mnie zimną wodą z jeziorka. Od razu zrobiło mi się lepiej. Co prawda musiałam jeszcze chwilę poleżeć, by być do końca sprawną, ale opłacało się. Już po dziesięciu minutach wracaliśmy w stronę domków.

                                                                               ***

             Weszłam do swojego domku, od dziś już pustego. Nie mieszkał ze mną nikt co było okropieństwem. Usiadłam na łóżko i zaczęłam rozmyślać, co by było gdybym… Nagle poczułam wewnętrzną potrzebę porozmawiania z Alice. Zamienienia z nią chodź kilku słów. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer, który znałam na pamięć po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Przyjaciółka odebrała już po dwóch sygnałach.
-Halo?- usłyszałam po drugiej stronie głos Alice.
-Cześć Alice…- powiedziałam cicho. Przez chwilę zachciało mi się za nią zapłakać,  ale stwierdziłam, że niedługo ją odwiedzę i nie ma co lamentować nad rozlanym mlekiem.
-Carmen! Jak dobrze, że dzwonisz. Nie dawno dojechałam do domu… Przepraszam, że wyjechałam tak bez uprzedzenia…- uśmiechnęłam się do siebie, a widząc w drzwiach od domku Mike pomachałam mu. Ten jednak nie chcąc mi przeszkadzać pokazał gestem, że wpadnie za chwilę. Zapewne gdyby wiedział, że rozmawiam z Alice został by i namawiał ją do powrotu.
-Nie ma sprawy. Rozumiem miałaś swoje powody… Zresztą wiem jakie. Przykro mi…- powiedziałam cicho, a po drugiej stronie słuchawki nie usłyszałam żadnego odzewu.-Powiedz ty mi lepiej kiedy mogę do was wpaść.-powiedziałam radośnie chcąc rozładować napięcie i najwidoczniej mi się udało.
-Jak najszybciej! Jak Miles zareagował?- i tak trwała nasza godzinna rozmowa. 


Cztery dni później:
             Przechodziłam z nogi na nogę niecierpliwie czekając końca przemowy instruktora. Spojrzałam na Mike. Stał w kącie przygnębiony. Zachowywał się tak od wyjazdu Alice. Tylko raz udało mi się z nim porozmawiać, ale nie była to za ciekawa rozmowa… Trochę na niego nakrzyczałam za jego zachowanie i jeszcze bardziej od tamtego czasu zamknął się w sobie. Miałam wielką nadzieję, że odzyska Alice i wszystko będzie dobrze. Za dwa dni mieliśmy wyjechać do Milesa i Alice. Oczywiście ona nic nie wiedziała o przyjeździe Mike i chyba tak było lepiej. Strasznie bałam się powrotu do domu. Rozmowy z rodzicami, a potem jeszcze z rodzicami Milesa. To nie mogło pójść tak gładko.
-Bardzo miło mi się z wami współpracowało! Liczę, że w przyszłym roku spotkamy się w takim samym gronie!- krzyczał Matt próbując przekrzyczeć rozmawiających obozowiczów. Gdy już miałam iść do Milesa zatrzymał mnie.-Carmen… Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. Wiem, że zapewne zniszczyłem ci trochę te wakacje…- zaskoczona aż otworzyłam usta ze zdziwienia, a po chwili się uśmiechnęłam.
-Przemyślałeś swój błąd widzę. Ale i tak ci nie wybaczę tego, że zniszczyłeś związek moich przyjaciół.-powiedziałam wymijając go i podbiegając do Milesa. W dłoniach trzymał dwie walizki. Moja i swoją. Mówił, że nie mogę dźwigać, bo jeszcze coś mi się stanie.
-Czego chciał?- spytał brunet, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Widząc podjeżdżające auto rodziców uściskałam Milesa.
-Widzimy się za dwa dni.-powiedziałam z uśmiechem i pocałowałam go. Miles przyciągnął mnie do siebie i schylając się pocałował mnie w brzuch. Od tych czterech dni zachowywał się przesłodko, ale miało to też swoje złe strony. Prawie cały obóz miał podejrzenia co do mnie.
-Za dwa dni…- powiedział kolejny raz całując mnie.-Nie wiem czy wytrzymam…- wyplątałam się z jego objęć i machając mu na pożegnanie podbiegłam do auta. Mike i Alison siedzieli już w środku. Siostra patrzała na mnie z strachem w oczach. Nie śmiałam powiedzieć jej o ciąży zaraz by wypaplała plastikom, ale sądzę, że i tak się w końcu domyśliła.


___________
Od Akwamaryn:  Muszę chyba powiedzieć, że jest to mój najlepszy rozdział jak dotąd... Przynajmniej moim zdaniem. Nie pisałam go długo bo zaledwie w jeden dzień, ale trochę przy nim posiedziałam. Musiałam zawrzeć w nim dużo informacji i chyba mi to wyszło;)