sobota, 24 marca 2012

[21]I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od niczego…

Carmen…

                 Usiadłam przy długim stole i zaczęłam bawić się swoimi dłońmi. Bałam  się… Okropnie i nie dało się tego ukryć.  Wzięłam głęboki wdech i przejechałam dłonią po swoim jeszcze dość mały brzuchu.  Gdy do pokoju weszli rodzice szybko schowałam  ją do kieszeni. Zaraz za nimi przywędrowała Alison z smutnym wyrazem twarzy. Ostatnio chodziła strasznie przybita, ale czemu…? Nie miałam czasu na to sobie odpowiedzieć. Miles wydzwaniał do mnie co pięć minut, a jak nie odbierałam  telefonu dzwonił do rodziców. Ciche pukanie w stół mamy rozproszyło mnie i kazało unieść wzrok.
-Carmen co się dzieje?-spytali z troską, a mi zachciało si e rozpłakać. Przyjechali do kraju specjalnie by zobaczyć mnie w szpitalu, a ja… Tak się zachowałam.
-Zanim wam powiem przypominam, że mam osiemnaście lat.-powiedziałam nie patrząc im w oczy. –Jestem w ciąży.-wyrzuciłam z siebie jak z procy i natychmiastowo umilkłam. W powietrzu dało się wyczuć napiętą atmosferę. Cisza panowała dość długo i wydawało się, że nie zamierza się kończyć. Przerwała ją Alison jak zwykle swoimi głupimi tekstami.
-Więc będę ciocią?-spytała z głupim uśmieszkiem, a mnie zemdliło.
-Ale… Carmen! Jesteś nieodpowiedzialna! Jak mogłaś… Nie… to jest jakiś żart?!-wrzeszczał mój ojciec. Nie wyglądał na zadowolonego, mama zresztą też. A nawet jeśli nie była by zła, nie sprzeciwiła by się ojcu.- Masz tydzień…-powiedział i wyszedł z pokoju.
-Na co?!-krzyknęłam, ale doskonale wiedziałam. To już nie był mój dom… 

 ***

                  Nie rozpaczałam z powodu konieczności wyjazdu, ale bałam się, że nie będę miała się gdzie podziać. Nie śmiałam spytać Milesa o tymczasowe mieszkanie u jego rodziców… Zresztą nie wiadomo jak oni zareagują na tę wieść. Postanowiłam poczekać z tym do rozmowy z jego rodzicami. Wlepiłam wzrok w swoje dłonie i wyczułam jak Mike mi się przygląda.
-Carmen… Nie myśl teraz o tym.-powiedział otwierając drzwi od auta swoich rodziców. Wyszłam na zewnątrz i żegnając się z jego rodzicami złapałam za walizkę. Mieliśmy spędzić u Alice i Milesa trzy dni, ale bałam się reakcji dziewczyny na widok Mike. Nie była na to przygotowana, a wiedziałam jakie to dla chłopaka ważne.
-A o czym mam myśleć?-powiedziałam mrugając szybko powiekami. Nie chciałam się teraz rozpłakać. Nacisnęłam na dzwonek od drzwi i założyłam dłonie na piersi. Mike biegał wzrokiem w tę i z powrotem szukając jakiegoś punktu zawieszenia gdy drzwi otworzył nam wysoki chłopak o ciemnych włosach i oczach. Uśmiechnęłam się do siebie i przytuliłam go. To tylko dwa dni, ale tęskniłam za nim jak za nikim. Chciałam też zobaczyć Alice, ale to było na dalszym planie.
-Cześć.-powiedziałam bez większego entuzjazmu. Nie miałam ochoty na czułości. Strach zjadał mnie od wewnątrz. Rozmowy z jego rodzicami bałam się bardziej niż z swoimi.
-Hej Mike.-powiedział podając mu dłoń. Nie wyglądał jednak na zadowolonego z widoku jego twarzy. Już po chwili byliśmy w środku. Dom był naprawdę piękny, ale nie rozmyślałam o tym. Nagle ktoś mocno mnie uściskał i prawie zmiażdżył płuca. Wzięłam głęboki wdech i odwzajemniłam uścisk widząc Alice.
-Carmen!-krzyknęła odsuwając się lekko i przyglądając mi.-Jak się czujesz?-spytała ciszej.
-W miarę. Strasznie się boję…-powiedziałam ściskając jej dłoń. Alice zmarszczyła czoło patrząc gdzieś za mnie. Najwidoczniej zauważyła Mike bo stała strasznie zmieszana i nie wiedziała jak się zachować.
-Co on tu robi?-spytała odsuwając się o krok.
-To wy sobie pogadajcie, a ja przedstawię Carmen rodzicom.-powiedział Miles ciągnąc mnie za rękę w stronę salonu. Gdy zobaczyłam tylko jego rodziców poczułam ulgę. Nie wyglądali tak jak moi, nie wydawali się zarozumiali i uniesieni dumą. Normalnie rozmawiali i śmiali się, co u mnie w domu było rzadkością.
-Dzień dobry…-powiedziałam cicho, a wysoka kobieta spojrzała na nas i lekko się uśmiechnęła. Wyglądała na przyjaźnie nastawioną, zresztą ojciec tak samo.
-Witaj Carmen. Miło cię poznać.-powiedziała nie odrywając wzroku od Milesa. Jakby była zła, że wcześniej mnie im nie przedstawił.
-Usiądźcie. A gdzie Mike?-spytał mężczyzna rozglądając się w koło.
-Tato… Ja rozumiem… Daj sobie spokój.-powiedział Miles łapiąc mnie za dłoń i i pocierając ją lekko. Wiedziałam, że to ten moment, ale chciałam go odłożyć na później.
-Carmen jesteś strasznie blada… Może chcesz coś zjeść, albo się napić?-spytała troskliwym głosem kobieta, a ja pokiwałam przecząco głową. W moim stanie było to normalne.
-Mamo, tato…-nagle do pokoju weszła Alice i usiadła po mojej lewej stronie.  Uśmiechnęła się lekko dodając mi otuchy.-Musimy wam coś powiedzieć.-powiedział Miles ściskając mocniej moją dłoń. W taki oto sposób chciał nakazać mi dokończyć.
-Ja…-nagle zrobiło mi się strasznie gorąco i zapragnęłam stąd zniknąć.- Będą państwo dziadkami…-powiedziałam i oparłam się o kanapę. Ledwo co udawało mi się oddychać, a powieki opadały mi bezwładnie.
-Carmen!-usłyszałam krzyk Alice i poczułam jak ktoś mnie wachluje. Otworzyłam powoli oczy i wzięłam głęboki wdech.
-Jejku… Wszystko dobrze?-spytała matka Milesa lekko się do mnie uśmiechając. Nie wyglądała na złą, ani zdenerwowaną wręcz przeciwnie była miła i może lekko zaskoczona. Nie miałam siły odpowiedzieć, toteż tego nie zrobiłam.
-Miles jak mogłeś do tego dopuścić…-powiedział surowym tonem ojciec chłopaka. Wydawało mi się jednak, że był to raczej to rozczarowania, a nie złości.
-Wiem… Byłem nieodpowiedzialny, ale skąd miałem wiedzieć , że tak to się skończy?-powiedział z nutką żalu w głosie. Nagle ktoś podstawił mi szklankę wody pod usta. Uśmiechnęłam się do Alice, a ta przytulając  mnie odwzajemniła uśmiech. Była naprawdę kochana, nigdy nie miałam takiej przyjaciółki.


***

                  Pierwszy dzień w domu państwa Maraqui przebiegał spokojnie, aż do dzwonka od mieszkania, który wszystko zniszczył. Gdy zobaczyłam przed sobą wysokiego chłopaka o brązowych włosach i pięknych czekoladowych oczach. Przytulał do siebie Alice, a ja automatycznie spojrzałam na Mike. Siedział na kanapie i rozmawiał o czymś z Milesem, ale gdy dojrzał chłopaka aż poczerwieniał. Szybko podeszłam do niego i usiadłam pomiędzy chłopakami.
-Mike proszę cię nie zachowuj się jak dziecko. Pokaż, że umiesz się zachować.-powiedziałam, a ten tylko przytaknął i wstał. Widać było, że wydoroślał, ale tak naprawdę. To zaskakujące jak jedno zdarzenie może zmienić człowieka. Miles pocałował mnie delikatnie w usta i przyjrzał się Mikemu.
-Ja tam bym nie dał obściskiwać cię jakiemuś dupkowi.-powiedział i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam.
-Chodź przejdziemy się…-powiedziałam ciągnąc chłopaka w stronę wyjścia. Przystanęliśmy na chwilę przy Alice, Mike i jak się okazało Derecku, by się przywitać, a zarazem pożegnać, po czym wyszliśmy z domu.
              Długo spacerowaliśmy po parku w milczeniu nie chcąc niszczyć tej chwili, aż nagle poczułam, że coś jest nie tak. Było zbyt idealnie, a dało się wyczuć, że Miles nie zachowuje się naturalnie.
-Miles co jest grane?-spytałam zwalniając, ale on nie zwracając na to uwagi szedł dalej.
-Nic…-wymamrotał tylko, a ja szybko go dogoniłam. Zachowywał się strasznie podejrzanie i wiedziałam, że coś się święci.-Nie… To dzieje się za szybko. Musimy zwolnić.-powiedział, a ja poczułam się dziwnie. Nie były to straszne słowa, ale zabolały mnie.
-Ale jak chcesz to zrobić? Nie długo będziemy mieć dziecko.-powiedziałam spokojnie. Nie chciałam się nie potrzebnie unosić.
-Nawet nie jestem pewien czy to moje dziecko…-wyszeptał, a ja poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie wierzyłam własnym uszom…
-Posądzasz mnie o zdradę?! Ty siebie w ogóle słyszysz?!-krzyknęłam próbując powstrzymać łzy.-Jak możesz tak… Ah…-zacisnęłam dłonie w pięści i spojrzałam mu w oczy. Nie widziałam w nich, ani grama współczucia jakby nagle wszystkie emocje, uczucia ulotniły się, a my byli byśmy sobie obcy.
-O nic cię nie posądzam… Niedługo wyjeżdżam. Nikt o tym jeszcze nie wie. Dziś przy kolacji powiem im, a my… Musimy zrobić sobie przerwę.-te ostatnie słowa były jak sztylet w plecy. On po prostu mnie wykorzystał… a teraz chce zostawić, bo tak będzie mu lepiej. Po co przejmować się dzieciakiem skoro można się go wyrzec. Podeszłam bliżej chłopaka, tak że mogłam go pocałować po czym dałam mu w twarz.
-Jesteś dupkiem!-wrzasnęłam i biegiem ruszyłam w kierunku domu. Łzy spływały po moich policzkach jak wodospad, a ja nie umiałam się powstrzymać. Z hukiem wbiegłam do domu i przebiegając przez salon gdzie siedzieli moi przyjaciele wbiegłam do pokoju który został mi przydzielony. Rzuciłam się szybko na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Czułam, że to będą moje najgorsze trzy dni w życiu. Oddałam całe swoje serce chłopakowi, który bezczelnie zostawia mnie z nienarodzonym jeszcze dzieckiem. Wszystko sypało mi się na głowę. I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od niczego…
­­­­­­­­­­­­­­­­­


____________________
Od Akwamaryn: Co do rozdziału to nie podoba mi się początek i środek. Końcówka wprost przeciwnie. Jest pisana pod napływam weny i znowu zamieszałam! Hah… Jak to ja;D Nie wiem jak wam, ale mi się podoba! Przynajmniej część.

6 komentarzy:

  1. Boski ! Haha :D
    Ja już go czytałam wcześniej i sama byłam strasznie zaskoczona końcówką :D
    Rozdział mi się strasznie podoba ! Jest wspaniały !! :*:*:*
    Ja spóźnię się trochę z moim rozdziałem bo przez cały tydzień nie będzie mnie w kraju :) No ale obiecuje wam to wynagrodzić :) Razem z Akwamaryn mamy jeszcze mnóstwo pomysłów ! :*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział,a pomysłów wam nie brakuję ! Czekam na nowy ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. No jak zwykle świetnie jest!


    Uwielbiam was bardzo bardzo fest fest fest;:*:**


    xoxo.
    Gossip Girl . !

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam;*

    Końcówka bardzo zaskakująca:D

    "I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od niczego…"
    :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział boski ^^ Aj, namieszałaś ; P Ale i tak super i czekam na NN ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Geeenialnie..:D nie mam słów.! :P
    Pozdrawiamm..;**

    OdpowiedzUsuń